Archiwa blogu

Spadek Rozwoju widziany na żywo

Miedź Legnica – Rozwój Katowice 4:0 (1:0), 32. kolejka I ligi, 21.05.2016

IMG_2626

Na 3. kolejki przed końcem rozgrywek, zgodnie z wyliczeniami 90minut.pl, Rozwój miał 5% szans na baraże lub bezpośrednie utrzymanie w I lidze. Warto wspomnieć o serii, jaką jesienią na tym etapie rundy złapał zespół z Katowic – trzy kolejne zwycięstwa – z Miedzią, w Bełchatowie i Sandecją.

STADION M

Stadion Miedzi całkiem przyjemny, położony w parku, z przymrużeniem oka trochę jak Stadion Śląski na terenie WPKiW. Pogoda lipcowa, słońce grzało i odczuwało się, że sezon chyli się ku końcowi.

wszyscy na C

Choć kibice Miedzi, jak zwykle zresztą przed domowymi meczami, mobilizowali się, by iść do młyna, ten w pierwszych minutach spotkania był prawie pusty. Atmosfery meczowej praktycznie brak, a poza odgłosami piłki, na stadionie najlepiej słyszalnymi były dźwięki festynu, odbywającego się nieopodal w parku.

MŁYN M

Miedź ruszyła z dopingiem około 35. minuty, dość przeciętnym, ale nie ma co się dziwić – koniec sezonu, gra już tylko o 3 punkty, przeciwnik nie wzbudzający większych emocji. Miejscowi pozdrowili Promień Żary i BKS Bielsko, a także przypomnieli wszystkim o trwającej od 15. lat sztamie ze Śląskiem Wrocław. Oczywiście, nie zabrakło i firmowej przyśpiewki Kilkadziesiąt rac na stadionie dzisiaj płonie.

Na sektorze rodzinnym przyjęta została grupa najwierniejszych kibiców w barwach Rozwoju, która wiosną nie opuściła praktycznie żadnego wyjazdu.

SPORTOWO

IMG_2551

Tuż przed pierwszym gwizdkiem spore wrażenie zrobił na mnie trener zespołu z Legnicy Ryszard Tarasiewicz, który oprócz tradycyjnego przywitania się ze szkoleniowcem przeciwników, podszedł także do ławki gości, podając rękę wszystkim osobom ze sztabu i zawodnikom rezerwowym. Duża klasa, nie pierwszy raz zresztą Tarasiewicz wykazał tradycyjne dżentelmeńskie maniery.

Rozwój w kolejnym meczu został zmuszony zagrać w osłabionym składzie, bez Króla, Szatana i Czerkasa. Szukając nowych rozwiązań, na dziewiątce postawiony został Tomasz Wróbel, zwykle pełniący rolę skrzydłowego lub środkowego ofensywnego pomocnika.

Początek meczu był dość wyrównany, obie ekipy miały swoje argumenty, a bardzo dobrą sytuację dla gości zmarnował Robert Tkocz. Niestety, biednemu zawsze wiatr w oczy i w 23. minucie z rzutu wolnego, 30 metrów od bramki Pawłowskiego, „strzał życia” w okienko oddał Petteri Forsell.

sp2

Rozwój ruszył do odrabiania strat, szansę na wyrównanie miał Wróbel, a do przerwy w polu karnym gospodarzy dwa razy pojawiły się kontrowersje. Pierwsza, gdy w sytuacji sam na sam z bramkarzem Miedzi Kapsą na murawę padł Patryk Kun, otrzymując żółtą kartkę za symulkę. Druga – gdy po dośrodkowaniu „podobno” ręką piłkę odbił jeden z defensorów gospodarzy. Gwizdek jednak milczał, a do przerwy utrzymał się wynik 1:0.

Parę minut po zmianie stron, dośrodkowanie Garguły z rzutu rożnego na bramkę zamienił stoper Miedzi Tomasz Midzierski (nie pierwszy raz zresztą w tym sezonie), i od tego momentu mecz przebiegał praktycznie już tylko pod dyktando zespołu z Dolnego Śląska. W ofensywie Rozwój walił głową w mur, a patrząc na boisko nie było widać, by była to drużyna grająca mecz o być albo nie być na zapleczu ekstraklasy. Ale to raczej brak jakości, nie determinacji. Chociaż brak wiary dało się wyczuć już od pierwszych minut, ale może się mylę. W ostateczności, gospodarze dorzucili jeszcze dwa trafienia, ustalając rezultat spotkania na 4:0.

40

Po końcowym gwizdku, ultrasi Miedzi wznieśli okrzyk „Piłkarzyki, pajacyki” podsumowujący postawę drużyny w przekroju całego sezonu i dając do zrozumienia, że wygrywając kilka ostatnich spotkań z takim budżetem i na takich kontraktach, legnicka plejada emerytowanych gwiazd (Bartczak, Stasiak, Łobodziński, Garguła, Telichowski itp.) łaski nie robi.

Ponieważ inne wyniki 32. kolejki poukładały się tak, a nie inaczej – wczorajsza porażka dla Rozwoju oznacza matematyczny spadek z zaplecza ekstraklasy. Praktycznie było to już oczywiste po przegranym półtora tygodnia temu meczu w Kluczborku, ale uświadomienie czarno na białym – to całkiem inne odczucia.

wnr

Rok temu 7 czerwca byłem przy awansie, teraz na żywo widziałem spadek. Nie żałuję tego roku. Był piękną historią na kartach klubu ze Zgody. Świętowanie awansu w Górze, wygrana z Płockiem (przyszłym ekstraklasowiczem), derby Katowic, blask kamer Polsatu, serie kilku zwycięstw z rzędu… No i znalezienie się między klubami z wielkimi tradycjami, walcząc (prawie) jak równy z równym, przy nieporównywalnej otoczce i nakładach.

Spadek ma swoje dobre strony – w przyszłym sezonie skład byłby prawdopodobnie słabszy niż obecnie, co przełożyłoby się na jeszcze cięższe granie, no i perspektywa całego roku spędzonego przy pustych trybunach na Bukowej…

A tak – powrót na Zgody, do siebie, do całkiem ciekawej II ligi, do której jesienią dołączyć mogą Polonia Warszawa, Odra Opole, Warta Poznań, Motor Lublin… No a jest przecież jeszcze Polonia Bytom, zespoły z Podkarpacia, ROW Rybnik – też fajne ekipy 🙂

W Urzędzie Miasta pewnie strzelają szampany, że niechciany podmiot opuszcza miejsce, w którym znalazł się dając z siebie absolutne maksimum. Który pokazał, że aby radzić sobie na zapleczu ekstraklasy, wcale nie potrzeba wielomilionowych nakładów, durnych kampanii i armii figurantów.

Tego tylko szkoda – pokazania reszcie, że w takich warunkach też można się utrzymać.

Ciężko tak na gorąco coś napisać, bo czuje się, że coś odfrunęło, a najpiękniejszy dla klubu czas przeminął…

Po meczu pokręciłem się trochę po Legnicy i trzeba przyznać, że natężenie podejrzanych facjat wprawiało w osłupienie i z pewnością nie zachęca, by wracać w tamtejsze okolice….

Ponure derby Katowic

GKS Katowice – Rozwój Katowice 2:1 (1:1), 27. kolejka I ligi, 24.04.2016

Mimo że kalendarzowa wiosna w pełni i zbliża się maj, pogoda beznadziejna, pierwszy raz w tym sezonie nie ubrałem się w pięć warstw, no i konsekwentnie pierwszy raz zmarzłem. Ludzi mało, praktycznie tylko na sektorze 4 frekwencja jako-taka, piątka pusta, blaszok pustawy.

IMG_1589 ok

Dla Rozwoju – kolejny mecz o pierwszoligowe życie, dla GieKSy – o pietruchę. Ale o jakiejkolwiek spółdzielni nie ma mowy. Po pierwsze, z racji trzydziestokrotnie większych nakładów finansowych miasta pompowanych w GKS, po drugie – w obliczu braku zdobyczy punktowej w dwóch poprzednich kolejkach, strata punktów w derbach oznaczałaby dla zawodników przysłowiowe wywiezienie na taczkach przez kibiców.

Od rozpoczęcia spotkania przeważał GKS, a piłkarze Rozwoju sprawiali wrażenie poddenerwowanych, skrępowanych. Choć klarownej sytuacji trójkolorowi nie stworzyli, w 16. minucie po dośrodkowaniu Adriana Frańczaka niefortunnie głową piłkę do własnej bramki skierował Jaroszek i po raz trzeci już w tym sezonie w derbach, to GKS otworzył wynik.

Można powiedzieć, że z biegiem czasu mecz się wyrównywał, a w 35. minucie, mający sporo miejsca kapitan Rozwoju Wróbel, strzałem z dystansu doprowadził do remisu. Od tej pory można było powiedzieć, że to ekipa z Brynowa miała więcej z gry, z głównej trybuny zaczynały docierać gwizdy czy komentarze nawiązujące do słów trenera GKS-u Jerzego Brzęczka z zeszłotygodniowej konferencji prasowej po przegranej z Olimpią Grudziądz: „Brzęczek, to jak mówisz że możesz odejść to się spakuj”, „Zobacz sobie jak Rozwój walczy, a potem mów coś o ambicji”. Blaszok natomiast zachował klasę, można powiedzieć, że nie reagował na to, co dzieje się na boisku, przez całe spotkanie, bez większych przestojów jadąc z dopingiem.

Sportowo dno i kilometr mułu. Aż wstyd, że Polsat Sport transmitował to pod szyldem DERBY KATOWIC. Katowic, jednego z największych miast w kraju. Nie Wólki Kosowskiej czy Swarzędza. GieKSiarze tracili masę piłek, ale co z tego, skoro Rozwój nie potrafił dobrze trzech podań skleić, by wyprowadzić kontrę. W GKS-ie dobre wrażenie sprawiali Prażnovsky (jak zwykle), Frańczak (mimo że parę razy padł na murawę prowadząc piłkę) i Duda, Goncerz był praktycznie niewidoczny, a drugi z napastników, nowopozyskany z USA ex-snajper Górnika Zabrze Zahorski, to totalne nieporozumienie. Zresztą, został wygwizdany jak schodził na zmianę. W Rozwoju słaby występ Czerkasa, bezbarwny Konrad Nowak, widoczne osłabienie w środku pola, spowodowane odnowieniem urazu Szatana podczas rozruchu… Zastępujący go Tkocz, na tle pozostałych swoich występów w I lidze zaprezentował się naprawdę nieźle, ale to jednak nie ta sama jakość w ofensywie, co była „ósemka” Zagłębia. Jaroszek, poza tym że przyczynił się do straty obu goli, nie zagrał tak źle, jak można wywnioskować z komentarzy.

W drugiej połowie tylko Rozwój stworzył sobie jakieś sytuacja strzeleckie, i gdy wydawało się, że nic złego beniaminkowi raczej przytrafić się nie może, w 83. minucie za niby-faul Jaroszka na Frańczaku podyktowana została jedenastka dla GieKSy. Goncerz strzelił tak, jak zazwyczaj, pod poprzeczkę w środek bramki, zapewniając trzy punkty swemu zespołowi. Ewenement, wygrana w meczu, w którym nie miało się praktycznie ani jednej klarownej bramkowej okazji, a jedyne wejście w pole karne było po to, by uderzyć z wapna. Rozwój zaprzepaścił historyczną, mogącą nie nadarzyć się przez najbliższe kilkanaście lat okazję, by pokonać lokalnego rywala. Który naprawdę, delikatnie mówiąc, nie był dzisiaj dobrze dysponowany.

W ten sposób, jeden katowicki klub także majstruje łopatą w okolicy dołu drugiego. W okolicy, w której siedziałem, niektórzy mówili „Szkoda że GKS tak tydzień temu z Grudziądzem nie walczył”, sporo osób, mimo żółtych szalików na szyi (a w barwach Rozwoju też ze 2-3 osoby mi mignęły jak na stadion wchodziłem), trzymało kciuki w derbach za Rozwój, skoro dla GKS-u sezon i tak już się skończył.

Widać, że dla klubu z Brynowa pierwsza liga jest absolutną ścianą, od której można się tylko odbić. Nawet w obliczu utrzymania, część zawodników będących filarami zespołu odejdzie, i kolejny sezon może być o wiele cięższy niż bieżący. No i wszystkie mecze w roli gospodarza na Bukowej, czyli siedemnaście domowych spotkań w atmosferze sparingu… Jeden argument przemawia za utrzymaniem. Pokazanie tym wszystkim niedowiarkom, którzy od początku skazywali Rozwój na spadek, że można.

No a GKS? Chyba nie ma złudzeń, że zespół w tej postaci jest w stanie powalczyć o coś więcej niż 6-7 miejsce. Zanim ktoś przy Bukowej palnie coś o awansie, niech najpierw pomyśli, w jaki sposób przewietrzyć szatnię.

Wpadka Rozwoju ze zgrają ekstraklasowych zrzutów

Rozwój Katowice – Zawisza Bydgoszcz 1:3 (1:1), 25. kolejka I ligi, 9.04.2016

Około godzinę przed meczem, pod kasami Stadionu Miejskiego stała flota wozów policyjnych i sporo osób w barwach GieKSy – szykujących się na wyjazdową potyczkę trójkolorowych z Sandecją.

Swoją enklawę na Bukowej miała dziś ochrona. Zaprezentowali irracjonalne przekroczenie swoich kompetencji i mundurową ignorancję. Jak dowiedziałem się od paru osób, przed podróżą do Nowego Sącza, ultrasi GKS-u chcieli wejść na obiekt, by popakować na wyjazd swoje flagi, do czego firma ochroniarska nie chciała dopuścić, posługując się durnym argumentem „tu dzisiaj gra Rozwój”.

Mam nadzieję, że w końcu kibicom udało się załatwić sprawę, bo to jest nie do wiary, by białe kaski próbowały wbić klin między dwa mimo wszystko szanujące się kluby z jednego miasta.

Przed wejściem na trybuny, ale już na terenie stadionu, rozmawiałem chwilę ze znajomymi, po czym podszedłem kawałek bliżej, w stronę kołowrotków, by zobaczyć czy dzieje się coś ciekawego po drugiej stronie obiektu. Stanąłem z tyłu, nawet poza ścieżką, ale już po kilku sekundach krępy łysy smutny jegomość w mundurze zapytał, czy byłem już przeszukiwany i poprosił bym odszedł. Spytałem, czy komuś przeszkadzam po prostu stojąc (no bo faktycznie stałem, nie miałem nawet telefonu w ręce ani nic), jeszcze wymieniliśmy parę słów (podobno obowiązkiem kibica natychmiast po odbiciu się jest pójście na sektor) i ze śmiechem odszedłem, bo gość wyglądał jakby miał za chwilę mnie pałą potraktować. Gratuluję brawurowej interwencji.

Jeszcze po meczu znajomy pracownik mediów, który dysponuje na meczach Rozwoju identyfikatorem „Organizator”, opowiedział, że jeden z żółwi nie chciał przepuścić go do jednego z pomieszczeń w budynku klubowym. No i co to niby ma być? Kto tu komu służy? Ochrona klubowi czy klub ochronie?

IMG_1263

Mimo 12 punktów w ostatnich 4 czterech kolejkach, godziny o której nic innego specjalnie w województwie się nie działo, mecz nie przyciągnął tłumów, a oficjalna frekwencja wyniosła ok. 700 widzów. Kibiców gości oczywiście brak, a doping gospodarzy tradycyjnie sprowadził się do spontanicznych okrzyków i jegomościa z bębnem z lewej strony głównej trybuny, zagrzewającego do wspierania drużyny najmłodszych fanatyków.

Dla Rozwoju był to pierwszy (a może kolejny?) mecz z bardzo trudnej serii – Zawisza, Płock, GKS Katowice, Zagłębie, Arka. W ekipie beniaminka mówiło się, że trzeba dzisiaj szukać punktów, bo dla rywala nie jest to najlepszy czas. W środę grali przeciwko Legii, brak czołowego pomocnika I ligi Kamila Drygasa, awans praktycznie już nieosiągalny, dziwny sztab ze Zbigniewem Smółką (trenerem bez licencji) na czele. Swoją drogą, w jaki sposób Osuch wyłowił go z Odry Opole – nie wie nikt, a wielu się zastanawiało.

No i Zawisza to zespół ekstraklasowych zrzutów – Patejuk, Smektała, Stawarczyk, Mica, Angielski i inni – w sumie mających ponad 700 występów na najwyższym szczeblu rozgrywek, więc o atmosferę i uwalnianie ostatnich pokładów ambicji niełatwo.

Po pierwszym kwadransie można było odnieść wrażenie, że Rozwój zmiecie zeszłosezonowego ekstraklasowego spadkowicza, tworząc kilka niezłych sytuacji. Niestety, parokrotnie zabrakło jakości, a po serii baboli w 27. minucie goście objęli prowadzenie. Mimo to, parę minut później kapitan Zawiszy Patejuk pokłócił się z jednym z partnerów, a Smółka po dwóch akcjach zwieńczonych błędnymi decyzjami zareagował tak ekspresyjnie, że śmiał się nawet obecny na pierwszej połowie prezes GKS-u Wojciech Cygan.

Przed przerwą Rozwojowi udało się wyrównać, a na drugą odsłonę oba zespoły wyszły dość wysoko, mierząc w zwycięstwo. Wśród katowiczan, wyróżniali się Winiarczyk, Szatan, Czerkas i Wróbel, gości – Mica i Lewicki (z racji hattricka).

W Rozwoju widoczny był brak podstawowych stoperów (Menzla i Gałeckiego), a nominalnie wiosną rozpoczynający spotkania na ławce Cholerzyński i Żak, nie tylko według mnie zawiedli. Bardzo słabą zmianę dał Tkocz.

Coś Bukowa nie przynosi szczęścia prawemu obrońcy Wojciechowi Królowi – tak jak ze Stomilem, prezentował solidną postawę, wówczas opuścił boisko po czerwonej kartce, dziś – z powodu kontuzji.

Gdy wydawało się, że spotkanie może zakończyć się remisem, na ok. kwadrans przed końcem spotkania za brutalny faul z boiska wyleciał stoper Zawiszy, wyglądający jak Murzyn z Zielonej Mili. Wtedy na boisko wszedł Piotr Stawarczyk, były środkowy obrońca Ruchu, wracający na stare śmieci – mieszkał przecież kilka kroków od Bukowej, na Dębowych Tarasach. Zresztą, katowicka publiczność powitała go tradycyjnym pozdrowieniem „Śmierdziel, śmierdziel!”.

No i Stawar okazał się amuletem dla swej drużyny, która nie dość, że grając 10 na 11 nie straciła gola, to jeszcze strzeliła dwa, w przedostatniej i ostatniej minucie spotkania. Od czerwonej kartki, Rozwój nie zaprezentował praktycznie niczego. Wielka szkoda, bo Zawisza z pewnością był dziś do dziabnięcia, i okazji ku temu było wcale nie tak mało.

Na meczu obecny był były trener Rozwoju, Marek Motyka. Ewidentnie, kolejny raz przyniósł pecha. Chociaż przy jednym z rożnych Zawisza zagrał szarańczę, co pewnie zwiększyło w Marcysiu poziom ekscytacji spotkaniem. Dobrze, że wtedy akurat nie padł gol.

A do wszystkich, którzy węszą spisek i ustawienie meczu za kulisami – puknijcie się w łeb i spróbujcie przytoczyć ku temu jakieś racjonalne argumenty, a nie tylko „bo grali 11 na 10 i przegrali”.

HISTORYCZNE DERBY KATOWIC NA ZAPLECZU EKSTRAKLASY

GKS Katowice – Rozwój Katowice 2:2 (2:1), 10. kolejka I ligi, 25.09.2015

784_dk

Od derbów Katowic w Pucharze Polski minęło 60 dni. Wówczas GieKSa zwyciężyła 2-0, nie pozostawiając cienia złudzeń lokalnemu przeciwnikowi. Trochę się jednak pozmieniało od tego czasu. Przede wszystkim, rozegrano 9 kolejek ligowych. Przed sezonem w GieKSie dobre nastroje i medialna propaganda odnośnie awansu do ekstraklasy były dużo mocniejsze niż w poprzednich latach, a po owych dziewięciu kolejkach, z sześcioma porażkami na koncie, zajmowali 15, barażowe miejsce. Wewnętrzny burdel, zwolniony trener, dyrektor sportowy, frustracja kibiców – to wszystko przekłada się na nerwowość.

W Rozwoju z kolei zaczyna trybić. Skład mocniejszy niż przed dwoma miesiącami, nowy trener, paru zawodników w wyśmienitej formie i obiektywnie coraz większy opór stawiany pierwszoligowym rywalom. Kilka faktów: Rozwój nie zapunktował na wyjeździe od pierwszej kolejki, z kolei GieKSa przegrała na Bukowej trzy kolejne mecze (wliczając pucharowy przeciwko Cracovii). Rozwój jest na fali wznoszącej: minimalna, frajerska wręcz, biorąc pod uwagę obraz gry, porażka w Bydgoszczy z tamtejszym Zawiszą, 3 punkty przed tygodniem z Płockiem. Zaś GieKSa – dołek wynikowy, trzeci mecz w przeciągu tygodnia i przetasowanie w pionie sportowym klubu. To wszystko powodowało, że w Rozwoju mówiło się, że przeciwko tak słabemu GKS-owi, może już nie nadarzyć się okazja zagrać.

Nie ma co mówić, byłem podekscytowany przed tym meczem, nie umiałem usiedzieć w jednym miejscu i cały dzień spoglądałem na zegarek. Idąc na stadion odczuwałem napięcie, zupełnie jakbym to ja miał wyjść na murawę, czy ode mnie cokolwiek zależało.

Na stadionie zimno. Ludzi mało. To chyba jedyne takie derby w Polsce (a może i w Europie), że w 400 – tysięcznym mieście nawet 2000 widzów nie udało się przyciągnąć. W miejscu, gdzie siedziałem, na trybunie głównej, z tego co mówili między sobą kibice, dało się wyczuć, że byli przekonani, iż zwycięstwo im się należy. Jednak to było takie zdrowe przekonanie, nie oddające żadnej niechęci do Rozwoju czy coś. Po prostu luz.

Przed spotkaniem zawodnicy Rozwoju wyszli w strojach „My też jesteśmy z Katowic”, prezentując transparent „Prezydencie Krupa, dlaczego nie chce nam pan pomóc?”, co spotkało się z aprobatą i brawami kibiców, przynajmniej w pobliżu miejsca gdzie siedziałem. Hasło odnosi się oczywiście do dofinansowania obu klubów miejską kasą: przykładowo, w tym roku GKS otrzymał 12 milionów, zaś Rozwój 400 tysięcy. Raptem 30 razy mniej, a przecież występują na tym samym szczeblu, w tabeli różniąc się jedynie dwoma punktami. Tu nie chodzi o to, by rościć 5 czy 6 milionów. Wystarczyłby milion, półtora. By przetrwać. Bo jeśli miasto nie pomoże, najczarniejsze scenariusze przewidują nawet wycofanie się zimą z rozgrywek…

189_dnpp_2

Można powiedzieć, że w pierwszej połowie trybuny nie „żyły szpilem”, a „bacznie obserwowały”. Młyn na Blaszoku prezentował się dość cicho, a z trybun mało było pojedynczych okrzyków.

Sportowo – Rozwój wyszedł niskim pressingiem i GieKSa całkowicie zdominowała poczynania boiskowe. Zapewne takie były przedmeczowe założenia, jednak wygląda to bardzo, bardzo nerwowo. Już w 11. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Pomyślałem  wtedy „no, znowu to samo co w lipcu”. Po stracie gola dalej ten niski pressing. Skuteczne opuszczenie własnej połowy graniczyło z cudem. Rozwojowi udało się wyrównać po rożnym, potem GKS, również po rożnym, ponownie wyszedł na prowadzenie, no i pierwsza połowa się skończyła.

Wielkich nadziei ta pierwsza połowa Rozwojowi nie dawała, bo mimo prowadzenia „tylko” jednym golem i momentami chaotycznej, niedokładnej gry, GKS miał mecz pod kontrolą. Obiektywnie, spotkanie w pierwszej połowie mogło senność powodować. Tak jak i stereotypowa jesienna pogoda. No ale wiadomo, że dla mnie nudne by nie było nawet, gdyby grali pękniętą piłką do ping-ponga.

Na drugą połowę jako pierwsza wybiegła ekipa Rozwoju, otrzymując szczere brawa z głównej trybuny. Goście ustawili się wyżej, niż w pierwszej odsłonie i mecz się wyrównał. W 55 minucie po składnej akcji i pięknym rajdzie do remisu doprowadził Tomasz Wróbel, kapitan Rozwoju, przed dwoma laty występujący w barwach klubu z Bukowej. Warto wspomnieć, że Wróbel ma 33 lata, a obrońca GKS-u Kamiński, który najpierw został wyprzedzony, a później bezskutecznie gonił kapitana zespołu z Brynowa, jest 6 lat młodszy.

Cały stadion nagrodził byłego zawodnika brawami za tę akcję. Zresztą, kibicom GieKSy zaczynały puszczać nerwy. Mecz, po sennej pierwszej połowie, nabrał kolorów. Zmienił się w napierdzielankę od bramki do bramki, masa strat, fauli, akcji oskrzydlających obu zespołów. Bliski gola na 2:3 był rezerwowy napastnik Gielza, którego strzał z dystansu trafił w słupek. Gielza również parę lat temu występował w GKS-ie, dostał oklaski zarówno, gdy jako zmiennik wchodził na boisko, jak i po opisanej sytuacji.

Fani gospodarzy – wiadomo, selektywne myślenie. Widzieli swoje straty, swoje niedokładne dośrodkowania, swoje błędy. Ale nie dziwota, że tracą cierpliwość. Przy stanie 2-2, gdy Rozwój na jakiś czas zepchnął gospodarzy do defensywy, z Blaszoka niosło się „Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska” i „Gdzie jest ta Gieksa, hej zarząd gdzie jest ta Gieksa?”.

Moc wrażeń, naprawdę 🙂 Już sobie myślałem, że w takiej atmosferze jeśli Rozwój przegra, będzie to tragedią dla beniaminka. Podirytowani GieKSiarze oklaskiwali każde dobre zagranie rywali, a podczas jednej, dość długiej wymiany podań, krzyczeli „ole!”.

Po końcowym gwizdku zespół z Bukowej został podsumowany przez swych fanów niezbyt parlamentarnymi słowami, z kolei Rozwój pożegnano brawami. Opuszczająca sektory grupa około 400 kibiców Gieksy złożyła drużynie wizytę pod szatnią, z pieśnią „Banda pajacy, gdzie indziej szukajcie pracy” na ustach.

557_pod_szatni_

Tak sobie myślę, że dla kibica GKS-u marazm osiągnął ekstremum. Bo inaczej tego nie można nazwać, skoro nawet drugi klub z Katowic urwał im punkty. No i to nie był remis 0:0 czy 1:1 po jakiejś kopaninie – tłukli się, jak równy z równym, 2:2 po bardzo emocjonującej końcówce i szybkiej, otwartej drugiej części spotkania.

Z pewnością, jeśli nie zmieni się zarząd, to będą się tak kopać po czołach jeszcze bardzo długo, aż w końcu włodarze Katowic zakręcą kurek. Już teraz mają nad czym główkować. Bo ten rok chyba dostarcza argumentów, że nie tylko jeden klub w mieście na ich wsparcie zasługuje…

Z jednej strony, kibiców Rozwoju remisowe rozstrzygnięcie w derbach cieszy, bo jednak jest to prestiż nie do opisania. Z drugiej jednak – nie ma co piać – bo skoro GieKSa znalazła się w tak głębokim dołku organizacyjnym, to czemu by jej nie ograć? Bez trenera, 3 mecz w odstępie 7 dni, nerwowość, każdy ma każdego dość. Także lekki niedosyt na pewno pozostaje.

Dobrze jednak, że w końcu czerwona latarnia ligi zaczyna punktować. Miejmy nadzieję, że to początek marszu w górę tabeli. A już w przyszłym tygodniu przed beniaminkiem kolejne derby – u siebie z Sosnowcem.

464_my_te_jeste_my_z_katowic

Źródło: gieksa.pl, rozwoj.info.pl