Archiwa blogu

Ponure derby Katowic

GKS Katowice – Rozwój Katowice 2:1 (1:1), 27. kolejka I ligi, 24.04.2016

Mimo że kalendarzowa wiosna w pełni i zbliża się maj, pogoda beznadziejna, pierwszy raz w tym sezonie nie ubrałem się w pięć warstw, no i konsekwentnie pierwszy raz zmarzłem. Ludzi mało, praktycznie tylko na sektorze 4 frekwencja jako-taka, piątka pusta, blaszok pustawy.

IMG_1589 ok

Dla Rozwoju – kolejny mecz o pierwszoligowe życie, dla GieKSy – o pietruchę. Ale o jakiejkolwiek spółdzielni nie ma mowy. Po pierwsze, z racji trzydziestokrotnie większych nakładów finansowych miasta pompowanych w GKS, po drugie – w obliczu braku zdobyczy punktowej w dwóch poprzednich kolejkach, strata punktów w derbach oznaczałaby dla zawodników przysłowiowe wywiezienie na taczkach przez kibiców.

Od rozpoczęcia spotkania przeważał GKS, a piłkarze Rozwoju sprawiali wrażenie poddenerwowanych, skrępowanych. Choć klarownej sytuacji trójkolorowi nie stworzyli, w 16. minucie po dośrodkowaniu Adriana Frańczaka niefortunnie głową piłkę do własnej bramki skierował Jaroszek i po raz trzeci już w tym sezonie w derbach, to GKS otworzył wynik.

Można powiedzieć, że z biegiem czasu mecz się wyrównywał, a w 35. minucie, mający sporo miejsca kapitan Rozwoju Wróbel, strzałem z dystansu doprowadził do remisu. Od tej pory można było powiedzieć, że to ekipa z Brynowa miała więcej z gry, z głównej trybuny zaczynały docierać gwizdy czy komentarze nawiązujące do słów trenera GKS-u Jerzego Brzęczka z zeszłotygodniowej konferencji prasowej po przegranej z Olimpią Grudziądz: „Brzęczek, to jak mówisz że możesz odejść to się spakuj”, „Zobacz sobie jak Rozwój walczy, a potem mów coś o ambicji”. Blaszok natomiast zachował klasę, można powiedzieć, że nie reagował na to, co dzieje się na boisku, przez całe spotkanie, bez większych przestojów jadąc z dopingiem.

Sportowo dno i kilometr mułu. Aż wstyd, że Polsat Sport transmitował to pod szyldem DERBY KATOWIC. Katowic, jednego z największych miast w kraju. Nie Wólki Kosowskiej czy Swarzędza. GieKSiarze tracili masę piłek, ale co z tego, skoro Rozwój nie potrafił dobrze trzech podań skleić, by wyprowadzić kontrę. W GKS-ie dobre wrażenie sprawiali Prażnovsky (jak zwykle), Frańczak (mimo że parę razy padł na murawę prowadząc piłkę) i Duda, Goncerz był praktycznie niewidoczny, a drugi z napastników, nowopozyskany z USA ex-snajper Górnika Zabrze Zahorski, to totalne nieporozumienie. Zresztą, został wygwizdany jak schodził na zmianę. W Rozwoju słaby występ Czerkasa, bezbarwny Konrad Nowak, widoczne osłabienie w środku pola, spowodowane odnowieniem urazu Szatana podczas rozruchu… Zastępujący go Tkocz, na tle pozostałych swoich występów w I lidze zaprezentował się naprawdę nieźle, ale to jednak nie ta sama jakość w ofensywie, co była „ósemka” Zagłębia. Jaroszek, poza tym że przyczynił się do straty obu goli, nie zagrał tak źle, jak można wywnioskować z komentarzy.

W drugiej połowie tylko Rozwój stworzył sobie jakieś sytuacja strzeleckie, i gdy wydawało się, że nic złego beniaminkowi raczej przytrafić się nie może, w 83. minucie za niby-faul Jaroszka na Frańczaku podyktowana została jedenastka dla GieKSy. Goncerz strzelił tak, jak zazwyczaj, pod poprzeczkę w środek bramki, zapewniając trzy punkty swemu zespołowi. Ewenement, wygrana w meczu, w którym nie miało się praktycznie ani jednej klarownej bramkowej okazji, a jedyne wejście w pole karne było po to, by uderzyć z wapna. Rozwój zaprzepaścił historyczną, mogącą nie nadarzyć się przez najbliższe kilkanaście lat okazję, by pokonać lokalnego rywala. Który naprawdę, delikatnie mówiąc, nie był dzisiaj dobrze dysponowany.

W ten sposób, jeden katowicki klub także majstruje łopatą w okolicy dołu drugiego. W okolicy, w której siedziałem, niektórzy mówili „Szkoda że GKS tak tydzień temu z Grudziądzem nie walczył”, sporo osób, mimo żółtych szalików na szyi (a w barwach Rozwoju też ze 2-3 osoby mi mignęły jak na stadion wchodziłem), trzymało kciuki w derbach za Rozwój, skoro dla GKS-u sezon i tak już się skończył.

Widać, że dla klubu z Brynowa pierwsza liga jest absolutną ścianą, od której można się tylko odbić. Nawet w obliczu utrzymania, część zawodników będących filarami zespołu odejdzie, i kolejny sezon może być o wiele cięższy niż bieżący. No i wszystkie mecze w roli gospodarza na Bukowej, czyli siedemnaście domowych spotkań w atmosferze sparingu… Jeden argument przemawia za utrzymaniem. Pokazanie tym wszystkim niedowiarkom, którzy od początku skazywali Rozwój na spadek, że można.

No a GKS? Chyba nie ma złudzeń, że zespół w tej postaci jest w stanie powalczyć o coś więcej niż 6-7 miejsce. Zanim ktoś przy Bukowej palnie coś o awansie, niech najpierw pomyśli, w jaki sposób przewietrzyć szatnię.

Okiem trybun: GKS Katowice – Pogoń Siedlce

GKS Katowice – Pogoń Siedlce 1:0 (0:0), 22. kolejka I ligi, 19.03.2016

IMG_0781

Mecz nie zapowiadał się szczególnie ciekawie, ale nie można psioczyć, jak grają trzeba iść, wyłapywać pozytywne akcenty i delektować atmosferą szpilu.

Kibice gości stawili się w klatce w liczbie 0, a szkoda, pamiętam ich z czerwcowego barażu przeciwko Rakowowi w Częstochowie, zaprezentowali się bardzo dobrze i było widać, że jest to ekipa z potencjałem.

Frekwencja nienajgorsza, ultrasi gospodarzy wywiesili kilka nieznanych mi wcześniej flag (a nie opuściłem ani jednego spotkania przy Bukowej w tym sezonie), a doping momentami był naprawdę konkretny. Trybuna główna do klasycznego repertuaru dołączała spontanicznie, aczkolwiek z racji otwartego charakteru spotkania, spontaniczne ożywienie było zdecydowanie większe niż zazwyczaj.

Po pierwszej połowie mogło się wydawać, że najciekawsze tego wieczora na murawie było dołączenie do przedmeczowej gry w dziadka z rezerwowymi gości Gieksika (maskotki klubu). Jednak, w drugiej odsłonie GieKSa stopniowo coraz bardziej zagrażała bramce gości, których defensywa zorganizowana była dość chaotycznie, jednak ataki gospodarzy także cechowała szarpanina i nonszalancja.

Z każdym kolejnym błędnym podaniem publiczność zgromadzona na Stadionie Miejskim zaczynała tracić cierpliwość, nie zabrakło „kurwa mać, GieKSa grać”, gwizdów, komentarzy skierowanych bezpośrednio do konkretnych grajków czy trenera Brzęczka, domagając się zmian.

Co się odwlecze to nie uciecze, w 73. minucie Pielorz zagrał długi przerzut do wybiegającego Szołtysa, który wyprzedził zarówno spóźnionego w kryciu Jonkisza, jak i doskakującego Chyłę, z ostrego kąta oddał centrostrzał, nieszczęśliwie domknięty i skierowany do własnej bramki przez stopera gości Rafała Zembrowskiego.

topaz

Ponieważ na strojach Pogoni nad numerem (w miejscu, gdzie przeważnie znajduje się nazwisko) widnieje nazwa sponsora „Topaz”, momentami znudzeni kibice niespecjalnie wyrafinowanie dowcipkowali, „Topaz za Topaza”, „żółta dla Topaza”, czy „gdzie Szołtys nie może tam Topaz pomoże”.

W ostatnim kwadransie spotkania zdecydowanie bliżej było podwyższenia prowadzenia przez gospodarzy niż wyrównania, wyżej ustawieni podopieczni trenera Sasala zostawiali GieKSiarzom jeszcze więcej swobody w atakach, ale kilka klarownych sytuacji zostało zmarnowanych.

Pod koniec meczu, dwa razy doszło do przepychanek z udziałem przynajmniej połowy obecnych na boisku, co między innymi przyczyniło się do wysokiej liczby żółtych kartek pokazanych przez arbitra (10), i jedynych bluzgów jakie niosły się echem tego dnia po trybunach („jazda z kurwami”).

Ogólnie potyczka GKS-u z gośćmi z Mazowsza do nudnych nie należała, choć spodziewałem się po Pogoni nieco więcej, biorąc pod uwagę zimowe wzmocnienia czy chociażby zeszłotygodniowy remis z liderem z Płocka. Dobre wrażenie pozostawił grający na napadzie Duda i pomocnik Paczkowski, na moje oko nieco zawiódł Rybicki.

W GieKSie z kolei, kolejny niespecjalnie udany występ zaliczył Iwan, lewej stronie (Flis + Wołkowicz) brakowało powtarzalności (no a technika jest dobra tylko wtedy, gdy jest powtarzalna a nie chaotyczna). Choć publiczność nawoływała do wpuszczenia na lewe skrzydło Patryka Szymańskiego (odpalonego zimą podczas testów z Rozwoju), nie doczekała się. Pozytywnie wiosną prezentuje się forma Bębenka, a Duda, który w pierwszej połowie zmienił kontuzjowanego Burkhardta, już po 3 minutach wniósł więcej do ofensywy. Najsolidniejsze wrażenie w kolejnym meczu sprawia słowacki stoper Prażnovsky. Nawet jeden z kibiców krzyknął w jego stronę, czy nie ma jakichś kolegów i czy by nie mógł przyprowadzić do Katowic.