Archiwa blogu

Marsz Niepodległości 2016

Jak oceniają stali bywalcy, słuszne media i tzw. garstka kumaterii, tegoroczny marsz był najspokojniejszym i najuboższym w zapadające w pamięć epizody od lat – na co pewnie nie bez wpływu pozostała absencja wielu spragnionych wrażeń osób, które wybrały przejażdżkę do Bukaresztu.

przed-hymnem

Jednym z najefektowniejszych elementów dzisiejszych obchodów była zbiórka grupy Lech & Arka & KSZO & Cracovia o 13:00 przed Pałacem Kultury, podczas której w asyście pirotechniki wykonane zostały cztery zwrotki hymnu i wykrzyczane standardowe hasła.

piro-1

piro-2

Na zgromadzeniu można było zauważyć też przedstawicieli wielu innych ekip niż powyższe, między innymi (nie sposób wszystkich wymienić) Zawiszy, Motoru, Śląska, Igoopolu, Górnika, ROW-u Rybnik, Wisłoki, Falubazu czy Legii. Co ciekawe, dwóch osobników w czapkach „Ruch Widzew Elana” zdecydowało zsunąć nakrycie głowy jeszcze na długo przed hymnem, do czego namówieni zostali przez patriotów spod znaku Kolejorza – „Jak na kadrze odpierdalacie takie numery, to się tu nie pokazujcie”…

piro-4

GALERIA: GKS Tychy – GKS Katowice 1.10.2016

Jak lider poległ w Tychach

GKS Tychy – Wigry Suwałki 2:1 (0:0), 7. kolejka I ligi, 3.09.2016

DSC03300

Sobotniego wieczora tyszanom przyszło zmierzyć się u siebie z rewelacją rozgrywek, niespodziewanym liderem Wigrami Suwałki. Już około godzinę przed meczem okolica stadionu tętniła życiem, a przy ulicy Edukacji umieszczono transparent „WSZYSCY NA GŁOGÓW”, mobilizujący do zbliżającego się wyjazdu na Dolny Śląsk. Nawiasem mówiąc, temperatura tego meczu zapowiada się niezła, bowiem w Głogowie tyscy mają otrzymać solidne wsparcie swej zgody Górnika Wałbrzych. A podobno – jak głoszą anegdoty – gdy przez Wałbrzych przejeżdża autokar Chrobrego, ludzie wychodzą z domów żeby pomachać, zawołać, lub pokazać środkowy palec.

3000

3146

Widzów 5540. W klatce, po 600 kilometrach podróży, zameldowała się ok. 40-osobowa delegacja kibiców z polskiego bieguna zimna. Nie przywieźli ze sobą flag, aczkolwiek dopingowali kulturalnie, z zaangażowaniem i przez większą część spotkania. Uznanie, bo naprawdę byli słyszalni.

3061

Nie ma flag – są wlepy

3071

3105

Tyski młyn również spotkanie rozpoczął bez płócien, jedynie parę minut po pierwszym gwizdku, w centralnym punkcie, powieszono czarną fanę „GKS Tychy”, z herbem klubu i groźnymi facjatami po bokach. Przez te puste płoty nawet przez moment można było pomyśleć, że coś się zaświeci, aczkolwiek byłoby to co najmniej dziwne – zważywszy na porę rozgrywki, rywala, i będącego w świetnej formie wojewodę, który pewnie tylko czeka na minimalny argument, by zakłócić październikowe derby Tychów z Katowicami.

3193

3174

Doping tyskich – standardowo, bardzo solidny. A w przerwie wywieszony zostaje jeszcze trans „JOGI PDW”.

3260

SPORTOWO

Wierzcie lub nie, ale przeczuwałem, że GKS sięgnie po 3 punkty w potyczce z niepokonanym dotychczas liderem z Suwałk. Choć na gole trzeba było poczekać do drugiej połowy, a zwycięskie trafienie dla gospodarzy padło w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry, co wprowadziło w euforię miejscowych kibiców, do których przeskoczyła część drużyny, celem wspólnego celebrowania.

3302

Trzeba przyznać, że końcowy kwadrans spotkania był dość chaotyczny, w czym niemała zasługa sędziego Złotnickiego, którego decyzje miejscowa publika, wraz z upływającym czasem, „oceniała” coraz donośniej.

Jednak – widać w ekipie Tychów grupę jakościowych zawodników (Tanżyna, Szumilas, Grzeszczyk, Kowalski czy Świerczok), co spokojnie pozwala walczyć o górną połowę tabeli. Może nie o awans czy pierwszą czwórkę, ale miejsca 6-8 jak najbardziej.

Po zakończeniu meczu kibice podziękowali drużynie za dostarczone pozytywne emocje, a nim zebrani w młynie fanatycy opuścili sektor, wykrzyczane zostało „Zawisza nigdy nie zginie”. Wychodzeniu ze stadionu towarzyszyły dźwięki „Cracovia rządzi w Krakowie”, „Gieksa dziwko – derby blisko” i „Wisła to stara kurwa”.

ZACHĘCAM DO RZUCENIA OKIEM NA NIECO WIĘCEJ ZDJĘĆ Z MECZU 🙂

GALERIA: GKS Tychy – Wigry Suwałki 3.09.2016

Jak GKS Bełchatów po 25 latach na trzeci szczebel spadł

Rozwój Katowice – GKS Bełchatów 2:1 (0:1), 33. kolejka I ligi, 29.05.2016

IMG_2995

Lipiec 2015. Upalne lato w pełni, piłkarski sezon ogórkowy trwa w najlepsze, a kibicom nie pozostaje nic innego, niż odliczanie dni do rozpoczęcia ligi. No i oczywiście śledzenie ruchów transferowo – przygotowawczych.

Zasilona trzema beniaminkami z naszych okolic I liga (Rozwój, MKS Kluczbork, Zagłębie Sosnowiec) stanowiła dla mnie szczególny obiekt zainteresowań.  Kto faworytem, kto do spadku, jak poradzą sobie spadkowicze z Ekstraklasy, co przyniosą zakontraktowani emeryci w Miedzi czy Zawiszy – i tak dalej i tak dalej.

Zobaczysz, że ten Bełchatów będzie miał ciężko – powiedział mi podczas jednej z przedsezonowych rozmów znajomy pismak

– Eee, bez przesady…

Bo niby dlaczego klub, który jeszcze parę miesięcy temu wywoził 3 punkty z Łazienkowskiej, miałby mieć ciężej niż MKS Kluczbork, Pogoń Siedlce, Rozwój Katowice czy Wigry Suwałki?

Pierwsza kolejka – BUM! Bełchatowianie przegrywają na własnym stadionie 0:1 ze Stomilem.

„Hmm, może faktycznie coś jest na rzeczy?”

– Tam został tylko Rachwał, reszta to sami młodzi – dodał znajomy gazeciarz.

Mijały kolejki, wakacje się skończyły, wrzosy zakwitły, dzieci do szkół wróciły. Ekipa z Brunatnej Stolicy kierowana przez trenera Ulatowskiego może nie zachwycała, ale punktowała regularnie – tu coś, tam coś – typowy ligowy średniak. Liście z drzew pospadały, pojawiły się pierwsze przymrozki, a w telewizji rozpoczęto emisję reklamy Coca-Coli z Mikołajem – znak, że półmetek rozgrywek już za nami.

Bełchatowianie zimę spędzili na 9. miejscu, gromadząc 27 punktów, będąc idealnie w środku stawki – tracąc 9 punktów do miejsca premiowanego awansem do ekstraklasy, mając przewagę 10 punktów nad strefą spadkową.

Tuż przed wznowieniem rozgrywek, Przegląd Sportowy wydał tradycyjny dodatek – SKARB KIBICA – w którym przy okazji prezentacji GKS-u Bełchatów pojawił się mniej więcej taki (krótka pamięć) fragment:

Ekstraklasa? Może w przyszłym sezonie!

Wiosną drużyny z dołu tabeli ruszyły do odrabiania strat, natomiast Bełchatów, każdym kolejnym niemrawym meczem, przybliżał się do niebezpiecznych okolic. Po drugiej z rzędu marcowej porażce (u siebie z Płockiem), trener Ulatowski na konferencji powiedział coś w stylu „zaczynamy patrzeć w dół”.

Ciemne chmury coraz mocniej przysłaniały Bełchatów, nadeszła seria w sześciu kolejkach zdobytego zaledwie jednego punktu, a drugi z rzędu spadek praktycznie stał się faktem po zeszłotygodniowym przegranym meczu ostatniej szansy u siebie z Olimpią Grudziądz. Praktycznie – bo według 90minut.pl, po powyższej porażce, prawdopodobieństwo gry w barażach wynosiło ok. 7%, a utrzymania bezpośredniego – ok. 2,5%.

No ale dzisiejszy mecz wciąż mógł sprawić, że bełchatowianie liczyliby się w gronie zespołów walczących o I-ligowy byt. A przeciwnik – tyle ciekawy, co i łatwy – bo okupujący ostatnią pozycję Rozwój Katowice, który z opuszczeniem zaplecza ekstraklasy pogodził się już w zeszłym tygodniu.

Na Bukowej plaża. Na oko zjawiło się tylko kilkudziesięciu najwierniejszych fanów klubu z Brynowa, a cała reszta to WAGs, rodziny, media i lokalni działacze. W momencie, gdy zawodnicy wychodzili na murawę, na „czwórce” (trybunie głównej) siedziało 15 osób.

I takie coś Polsat transmitował…. Widocznie krawaciarze zza szklanego ekranu mają pochytane na Bukowej, bo odsetek kontrowersyjnych spotkań transmitowanych z tego miejsca jest nadzwyczaj wysoki. Aczkolwiek w tym przypadku pewnie chłodna kalkulacja – wiedząc o wciąż istniejących szansach liczono, że cały Bełchatów zasiądzie przed telewizorami.

wchodzą

Kibice z Bełchatowa na sektor zaczęli wchodzić w 10. minucie spotkania, wieszając dwie flagi, a z dopingiem ruszając pod koniec pierwszej połowy. Należy oddać przyjezdnym, że zaprezentowali się przyzwoicie, urozmaicając stałym dopingiem smutny klimat stadionu przy Bukowej.

sektorGKSB

Rozwój do spotkania przystąpił w zmodyfikowanym składzie, tak jakby sztab robił już przymiarkę do przyszłego sezonu: w bramce Soliński nie Pawłowski, na prawej obronie Mielnik, w wyjściowej jedenastce również młodzi wychowankowie – Żak i Nowotnik.

Od początku gospodarze byli stroną przeważającą, dominując w środku pola i potrafiąc konstruować składniejsze akcje. Co prawda obie ekipy nie ustrzegły się błędów indywidualnych, ale nie z powietrza przecież bierze się, że okupują dwa ostatnie miejsca w tabeli. W ostateczności, do przerwy goście realizowali swój cel, prowadząc po golu w 27. minucie Alena Ploja, po dośrodkowaniu które leciało, leciało i leciało, a miejsce w okolicy szóstego metra, gdzie skierowana została piłka, nie zostało zaasekurowane.

meczii

Mimo tego, wynik nie odzwierciedlał przebiegu gry, a Bełchatów potwierdzał to, co widziałem w paru poprzednich ich meczach (na żywo czy w TV) – jakościowo wyglądali najsłabiej z całej ligi. Tym bardziej kibica Rozwoju szlag mógł trafiać – niby dno, a dalej toniemy.

W przerwie w drużynie trenera Smyły na boisko za Nowotnika wprowadzony został Tomasz Szatan, po czym gospodarze jeszcze wyraźniej podkreślali swą przewagę w środku (co ciekawe, na jednym z serwisów bukmacherskich, ok. 55 minuty kurs na wygraną Rozwoju wynosił 17). Szatan to jest to! Potrafi przytrzymać piłkę, rozciągnąć grę, dokładnie dograć… Póki nie dopadła go kontuzja, Rozwój wiosną rozgrywał swe najlepsze mecze… Nie do wiary, że pozbyło się go Zagłębie. Zresztą, dziś na katowickich trybunach obecny był dyrektor sportowy i trener bramkarzy Sosnowca Robert Stanek. Dziwne o tyle, że równolegle w Głogowie Zagłębie grało swój mecz. Może został wysłany na obserwację Szatana ^^

Nie spełniła się żadna z tych rzeczy…

W 64. minucie wyrównującego gola, na wagę semi-pogrzebania Bełchatowa, strzelił nie kto inny jak kapitan Rozwoju, Tomasz Wróbel, który najlepsze lata w karierze spędził właśnie w Brunatnej Stolicy, zdobywając m.in. wicemistrzostwo Polski.

Kibice gości nie przestawali robić swego, głośnym kulturalnym dopingiem wspierając zawodników, jakby wciąż nie tracąc wiary…

ŁAPY

Minuty mijały ale jako, że Rozwój w tym sezonie nie remisuje, a we wszystkich meczach, w których wynik jest „na styk”, w ostatnim kwadransie czy dziesięciu minutach padały gole. Tak było i tym razem – w 84. minucie, ponownie po pięknej akcji skrzydłem Wróbla, piłkę w siatce umieścił Konrad Nowak, ustalając rezultat na 2:1. Z przebiegu gry – zwycięstwo zasłużone. No i pozwalające pożegnać pierwszą ligę w roli gospodarza z honorem.

21

Po drugim straconym golu kibice z Bełchatowa oklapnęli, poza czymś niekonwencjonalnym, gdy pod sektor podeszła ochrona, nie zaśpiewali już niczego aż do końcowego gwizdka, a część z nich zrezygnowana, jakby niedowierzając, padła na sektorowe siedzenia. Po zakończeniu spotkania, pożegnali podchodzących z opuszczonymi głowami pod klatkę piłkarzy okrzykiem „Wypierdalać, wypierdalać”. Dwa razy nie trzeba było powtarzać…

LNM

SKORPIONY

Z drugiej strony, schodząca z murawy drużyna Rozwoju, przy dźwiękach „Mój jest ten kawałek podłogi” (puszczanych w szatni po wygranych meczach), została nagrodzona przez katowicką publiczność brawami, będąc docenioną za to, ile serca włożyła w dzisiejszą potyczkę. I to w składzie – z całym szacunkiem – drugo, nie pierwszoligowym.

Bełchatowa żal. Bo kibice, stadion i cała otoczka na pewno pasuje do czegoś lepszego, niż tegoroczne wydarzenia. Dwoma zwycięstwami – w tym jednym poprzez walkower- i dwoma remisami przy dziesięciu porażkach nie ma możliwości zajęcia przyzwoitej lokaty. PGE po spadku z ekstraklasy i zmianie w strukturach zakręciło kurek, a nie ma kasy – nie ma niczego.

Historia napisała się na naszych oczach. Drugi z rzędu spadek, a pierwszy raz od 1991 roku konieczność występowania niżej niż zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej. Od sierpnia hymnem „Mień się Giekso, mień” witane będą Kotwica Kołobrzeg, Legionovia, Olimpia Zambrów czy Puszcza Niepołomice. No i Rozwój 🙂

Bełchatowie – nie mówimy „Żegnajcie”, mówimy „Do zobaczenia”!

2liga_logo

Mistrza nie ma, ale też jest zajebiście

Piast Gliwice – Zagłębie Lubin 0:1 (0:1), 37. kolejka Ekstraklasy, 15.05.2016

IMG_2262

Gdy w trzeciej przed końcem rozgrywek kolejce Legia rozbiła na Łazienkowskiej Piasta, wydawało się, że kwestia mistrzostwa jest już rozstrzygnięta. Jednak, w środę po potknięciu legionistów w Gdańsku gliwiczanie odżyli, równając się ze stołecznym klubem punktami wróciła wiara, że wciąż można osiągnąć coś więcej niż drugie miejsce.

Wiadome było, że zainteresowanie ostatnim meczem przy Okrzei będzie spore, a o wyczerpujących się wejściówkach ostrzegano już środowego wieczoru po zwycięstwie nad Niebieskimi.

OSTRZEŻENIE

Po przybyciu do Gliwic na około półtorej godziny przed meczem nie trzeba było nawet orientować się, którędy na stadion – wystarczyło czepić się przechodniów w niebiesko-czerwonych barwach, którzy wyłaniali się zza każdego rogu, skrzyżowania czy Żabki (Zielone Świątki – inne sklepy były pozamykane).

Naiwnie sądziłem, że mając solidny zapas czasu, na luzie pokręcę się trochę po okolicy, a i na sektor wejdę, nim nadciągnie największa fala. Nic bardziej mylnego – kolejki do kołowrotków zmuszały, by klika minut przystanąć wyciszając się i odrywając od okolicznego zgiełku…

Komunikat  (mniej więcej poniższej treści)

Drogi kibicu – za chwilę na murawę wybiegnie skład, który osiągnął najlepszy wynik w historii klubu. Od pierwszych sekund na stojąco, przez cały mecz, niezależnie od wyniku, wszyscy dopingują razem z młynem

wyświetlany na telebimach usytuowanych w narożnikach stadionu, osobom oczekującym na rozpoczęcie spotkania przypominał o tworzącej się historii, jak ważny jest to mecz i jakiej postawy oczekuje się od zgromadzonych na zakończeniu sezonu, będącego – bez względu na finał – wielkim zwycięstwem Piasta.

KIBICOWSKO

młyn piast

W kończącej Ekstraklasę 2015/2016 kolejce, na Okrzei padł rekord frekwencji – 9523 kibiców na trybunach. Pewnie wielu fanatyków w Polsce taka liczba śmieszy, ale co dla jednych podłogą, dla innych jest sufitem, i każdy śrubuje rekordy w swojej skali. Nie można zapominać, że pierwsze spotkanie w Ekstraklasie Piast rozegrał w 2008 roku. Sektor buforowy także został zapełniony, co akurat było ciekawe zważywszy na dalsze wrażenia, ale o tym potem.

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem cały stadion zaśpiewał „Gramy o mistrza, GKS gramy o mistrza” i „Za 70 lat, za III ligi smak, na Mistrza Polski przyszedł czas, o tym marzy każdy z nas”, a w pierwszych minutach spotkania lokalna publiczność dostosowała się do wyżej wspomnianej telebimowej prośby. Po pewnym czasie nieco to oklapło, ale i tak piknikowe sektory dawały radę, stosunkowo często dołączając się do czynnego wspierania drużyny. Nawet mimo niekorzystnie układających się wyników.

Całościowo, młyn Piasta jak zwykle zaprezentował się bez specjalnych fajerwerków, aczkolwiek bardzo solidnie.

LUBIN

Kibice z Lubina oflagowali i praktycznie zapełnili sektor gości, który przybrał pomarańczowo-czarne barwy. W przekroju całego spotkania, wizualnie zaprezentowali się lepiej niż gospodarze, ale w temacie decybeli nie mieli szans – i byli zagłuszani nawet w miejscu, gdzie siedziałem, dość blisko klatki. Tak czy inaczej – bardzo konkretna ekipa.

Co zdziwiło – nie zabrakło bluzgów. Zainicjowane zostały już przy stanie 0:1 przez kibiców z Gliwic, aczkolwiek spiker był na tyle cwany, że większość wyzwisk potrafił zagadać, nim się pojawiały. Wachlarz raczej standardowy: „Jazda z kurwami”, Gola, gola, gola, strzelcie kurwom gola”, „Jebać, jebać Zagłębie” czy „Piast Gliwice – a co to kurwa jest?”. No i właśnie – taka sytuacja bez bufora 🙂

brak bufora

W drugiej połowie, choć szanse na wyskoczenie z drugiego miejsca były już tylko iluzoryczne, doping gospodarzy wciąż był konkretny, a z trybun nie było możliwości usłyszenia ani jednego niezadowolonego głosu. Podczas zmian, kibice skandowali „Josip Barisić” i „Sasza Żivec, Sasza”.

Poza tym, miejscowi głośno podkreślili swój stosunek do Legii śpiewając „Legia to stara kurwa”, a w rytm przyśpiewki Torcidy My jesteśmy chłopcy z Zabrza przypomnieli wszystkim nieświadomym, że rzeczony sąsiad przed dwudziestoma czterema godzinami opuścił elitę, słowami „My jesteśmy chłopcy z Piasta, pierdolimy KSG, Górnik Zabrze w pierwszej lidze, cała Polska o tym wie”. Wreszcie, nucąc „Kto nie skacze ten z Górnika” młyn zachęcił pozostałe sektory, by trochę się poruszały.

machajki

W drugich 45. minutach w sektorze gości pojawiły się machajki, mniej więcej kwadrans przed końcem spotkania fani gości na parę minut opuścili swoje miejsca i przemieszali się, by powrócić i zaprezentować ostatnie w tym sezonie flary, które całkiem przyjemnie komponowały się z powiewającym na kijach barwami.

piro1

piro2

Poza tym, pod koniec zahaczyli miejscowych „Hej kurwy jakie mistrzostwo?” i „Gdzie twoje berło, berło i korona, gdzie twoje mistrzostwo kurwo pierdolona”.

Fajnie, że parę razy zaśpiewali W herbie mamy młoty oraz miasta Lubin znak i Już od małego, od maleńkiego, bardzo je lubię i jest to absolutny top w porównaniu z nudziarstwem i brakiem autonomiczności, jakie prezentuje sporo ekip.

SPORTOWO

IMG_2261

Oba zespoły wyszły na boisko nastawione bezkompromisowo, co sprawiło, że mecz był szybki, otwarty, i zarówno Piast, jak i Zagłębie, miało okazje by zaprezentować swe ofensywne atuty.

Gdy Legia objęła prowadzenie w spotkaniu przeciwko Pogoni, a kilkanaście minut później po strzale Papadopulosa piłkę z siatki wyciągał bramkarz Piasta Jakub Szmatuła, przy Okrzei dało się wyczuć pewne rozprężenie atmosfery. Że to już nie była gra o mistrza, a o cud.

Mimo strzelonego gola, Lubin nie cofnął się, miał sporo stałych fragmentów i akcji pod polem karnym gospodarzy, i można było śmiało stwierdzić, że do przerwy wygrywają jak najbardziej zasłużenie. W drugiej części meczu podopieczni trenera Stokowca zostali zepchnięci do defensywy, Piast robił co mógł, by chociaż dla kibiców nie schodzić z boiska pokonanym, momentami było blisko (2 poprzeczki), ale w ostateczności nie udało się. Nie pomogła gra przez kwadrans w przewadze – Krzysztof Piątek, który w 70. minucie zmienił Papadopulosa, w osiem minut zdążył złapać dwie żółte kartki – drugą za bezczelną symulkę w polu karnym.

Patrząc na drugą połowę – remis byłby bardziej sprawiedliwym wynikiem, ale w tabeli niczego by to już gospodarzom nie zmieniło (ostatecznie Piast 2., Zagłębie 3.). Dawno nie było tak silnego beniaminka. A przyjście Filipa Starzyńskiego zimą tylko scementowało formację Zagłębia.

W Piaście na pewno jest niedosyt, że coś uciekło. Przed sezonem, niewątpliwie wicemistrzostwo przyjęliby w ciemno, ale teraz, gdy tytuł był na wyciągnięcie ręki… Tym bardziej, że Piast nie jest mimo wszystko potęgą, i następna taka szansa, taki sezon, może się prędko nie powtórzyć. Przyszły rok zweryfikuje gliwiczan – sezon pucharowy dla wielu polskich klubów bywa zabójczy (mimo że niczego przecież w Europie nie osiągają…) – Zawisza, Ruch, a ostatnio Jagiellonia, Śląsk, a nawet Lech…

Żegnaj Ekstraklaso! 😦

Piłka nożna bez kibiców w blasku kamer

Rozwój Katowice – Arka Gdynia 1:4 (0:2), 29. kolejka I ligi, 6.05.2016

IMG_2017

Trzeci z kolei mecz Rozwoju transmitowany przez Polsat Sport, a pierwszy w roli gospodarza przy Bukowej (derbów Katowic oczywiście nie wliczam) – cały kraj miał okazję zobaczyć, jak pierwszoligowe spotkanie może przebiegać w atmosferze sparingu. Bez sensu to granie Rozwoju po wyprowadzce ze Zgody – zero klimatu.

IMG_2001

KIBICOWSKO

IMG_2011

Oficjalna frekwencja to 700, na pewno przyszło więcej ludzi niż na Zawiszę, ale też bez szału. Sektor 3 zapełniony, trochę ludzi na czwórce i garstka na dwójce. Doping tradycyjnie niezorganizowany, którego rozkręcenia podejmował się wierny kibic z bębnem. Jeszcze z trójki regularnie słychać było trąbienie w wuwuzelę, co akurat najmilszych wrażeń akustycznych nie dostarcza, poza tym to nie jest przecież mecz siatkówki.

Gdyby w poprzedniej kolejce gdynianie pokonali przed własną publicznością Olimpię Grudziądz, do Katowic jechaliby z szampanami, już teraz, w szóstej kolejce przed końcem ligi mając szansę zapewnić sobie awans do Ekstraklasy.

AAAAAA

Gdyńscy kibice zgłosili zapotrzebowanie na ponad 400 biletów, ale z racji że oficjalne świętowanie musi jeszcze poczekać (no i wyjazdu przez całą Polskę w dzień roboczy, na mało przyciągające widowisko), w klatce zameldowało się „zaledwie” kilkadziesiąt głów – na pewno wśród tego Polonia Bytom (bo blisko) i Cracovia (bo w oczy rzucił się pasiasty szalik).

Ponieważ paru z ekipy przyjezdnych nie zostało wpuszczonych na sektor, solidarnie, nawet nie zajmując swoich miejsc, ok. 25. minuty przyjezdni zaśpiewali „Jesteśmy zawsze tam (…)” i „Piłka nożna dla kibiców”, po czym opuścili stadion. Pod eskortą policji przemieścili się na drugą stronę obiektu, skąd spod bramy parę razy zaznaczyli swą obecność, pozdrawiając też wspomniane wcześniej Polonię i Cracovię. Po przerwie nie było już ich słychać, więc prawdopodobnie zawinęli się pod koniec pierwszej połowy. Szkoda.

SPORTOWO

IMG_2042

Choć początek był wyrównany, a w pierwszych pięciu minutach w polu karnym Wróbel i Nowak postraszyli defensywę lidera, wraz z upływającym czasem Arka coraz widoczniej przejmowała kontrolę nad grą, bardzo wysoko pressując i nie dopuszczając gospodarzy do wyprowadzenia jakiejkolwiek kontry. W 31. minucie wynik otworzył Formella, a praktycznych nadziei na cokolwiek beniaminka pozbawił Yannick Kakoko, petardą z dystansu „do szatni” podwyższając prowadzenie.

Druga połowa była najgorszą, jaką widziałem w wykonaniu Rozwoju chyba od sierpniowej porażki z Chojniczanką. Ilość strat, niedokładnych podań, bezsensownych indywidualnych szarży… Gdy w 76. minucie goście strzelili czwartego gola, wyglądało to trochę na „końca nie widać” i pachniało jeszcze większą miazgą. W takich chwilach zawsze doceniam, że grając w szachy można zatrzymać zegar i podać przeciwnikowi rękę uznając się za pokonanego, a po boisku biegać trzeba do gwizdka, nawet jeśli sensu i chęci jest to pozbawione.

W ostateczności, po akcji zmienników – Gielzy i Gałeckiego – Gała dobił piłkę do siatki, strzelając swojego drugiego gola na zapleczu ekstraklasy. To akurat miłe, że Gała, który od III ligi maszeruje z Rozwojem po kolejnych ligowych szczeblach, zapisuje się w kronikach klubu również w tym historycznym sezonie 🙂

Po golu, na sektorze 3 jakaś grupka ironicznie zaśpiewała „Tylko zwycięstwo, hej Rozwój tylko zwycięstwo” – mogli zamienić to na „W Kluczborku tylko zwycięstwo” – wartość tych słów byłaby znacznie większa.

IMG_2043

Nie ma co się spinać, Arka organizacyjnie, finansowo i jakościowo, mając takich zawodników jak Szwoch, Formella, Allan czy Sangoy, od Rozwoju, podobnie jak zresztą wielu innych pierwszoligowców, zwyczajnie jest półkę wyżej. Tabela i nieuchronny awans do ekstraklasy to potwierdza. A przed katowiczanami arcyważne spotkanie w środę w Kluczborku.

Wpadka Rozwoju ze zgrają ekstraklasowych zrzutów

Rozwój Katowice – Zawisza Bydgoszcz 1:3 (1:1), 25. kolejka I ligi, 9.04.2016

Około godzinę przed meczem, pod kasami Stadionu Miejskiego stała flota wozów policyjnych i sporo osób w barwach GieKSy – szykujących się na wyjazdową potyczkę trójkolorowych z Sandecją.

Swoją enklawę na Bukowej miała dziś ochrona. Zaprezentowali irracjonalne przekroczenie swoich kompetencji i mundurową ignorancję. Jak dowiedziałem się od paru osób, przed podróżą do Nowego Sącza, ultrasi GKS-u chcieli wejść na obiekt, by popakować na wyjazd swoje flagi, do czego firma ochroniarska nie chciała dopuścić, posługując się durnym argumentem „tu dzisiaj gra Rozwój”.

Mam nadzieję, że w końcu kibicom udało się załatwić sprawę, bo to jest nie do wiary, by białe kaski próbowały wbić klin między dwa mimo wszystko szanujące się kluby z jednego miasta.

Przed wejściem na trybuny, ale już na terenie stadionu, rozmawiałem chwilę ze znajomymi, po czym podszedłem kawałek bliżej, w stronę kołowrotków, by zobaczyć czy dzieje się coś ciekawego po drugiej stronie obiektu. Stanąłem z tyłu, nawet poza ścieżką, ale już po kilku sekundach krępy łysy smutny jegomość w mundurze zapytał, czy byłem już przeszukiwany i poprosił bym odszedł. Spytałem, czy komuś przeszkadzam po prostu stojąc (no bo faktycznie stałem, nie miałem nawet telefonu w ręce ani nic), jeszcze wymieniliśmy parę słów (podobno obowiązkiem kibica natychmiast po odbiciu się jest pójście na sektor) i ze śmiechem odszedłem, bo gość wyglądał jakby miał za chwilę mnie pałą potraktować. Gratuluję brawurowej interwencji.

Jeszcze po meczu znajomy pracownik mediów, który dysponuje na meczach Rozwoju identyfikatorem „Organizator”, opowiedział, że jeden z żółwi nie chciał przepuścić go do jednego z pomieszczeń w budynku klubowym. No i co to niby ma być? Kto tu komu służy? Ochrona klubowi czy klub ochronie?

IMG_1263

Mimo 12 punktów w ostatnich 4 czterech kolejkach, godziny o której nic innego specjalnie w województwie się nie działo, mecz nie przyciągnął tłumów, a oficjalna frekwencja wyniosła ok. 700 widzów. Kibiców gości oczywiście brak, a doping gospodarzy tradycyjnie sprowadził się do spontanicznych okrzyków i jegomościa z bębnem z lewej strony głównej trybuny, zagrzewającego do wspierania drużyny najmłodszych fanatyków.

Dla Rozwoju był to pierwszy (a może kolejny?) mecz z bardzo trudnej serii – Zawisza, Płock, GKS Katowice, Zagłębie, Arka. W ekipie beniaminka mówiło się, że trzeba dzisiaj szukać punktów, bo dla rywala nie jest to najlepszy czas. W środę grali przeciwko Legii, brak czołowego pomocnika I ligi Kamila Drygasa, awans praktycznie już nieosiągalny, dziwny sztab ze Zbigniewem Smółką (trenerem bez licencji) na czele. Swoją drogą, w jaki sposób Osuch wyłowił go z Odry Opole – nie wie nikt, a wielu się zastanawiało.

No i Zawisza to zespół ekstraklasowych zrzutów – Patejuk, Smektała, Stawarczyk, Mica, Angielski i inni – w sumie mających ponad 700 występów na najwyższym szczeblu rozgrywek, więc o atmosferę i uwalnianie ostatnich pokładów ambicji niełatwo.

Po pierwszym kwadransie można było odnieść wrażenie, że Rozwój zmiecie zeszłosezonowego ekstraklasowego spadkowicza, tworząc kilka niezłych sytuacji. Niestety, parokrotnie zabrakło jakości, a po serii baboli w 27. minucie goście objęli prowadzenie. Mimo to, parę minut później kapitan Zawiszy Patejuk pokłócił się z jednym z partnerów, a Smółka po dwóch akcjach zwieńczonych błędnymi decyzjami zareagował tak ekspresyjnie, że śmiał się nawet obecny na pierwszej połowie prezes GKS-u Wojciech Cygan.

Przed przerwą Rozwojowi udało się wyrównać, a na drugą odsłonę oba zespoły wyszły dość wysoko, mierząc w zwycięstwo. Wśród katowiczan, wyróżniali się Winiarczyk, Szatan, Czerkas i Wróbel, gości – Mica i Lewicki (z racji hattricka).

W Rozwoju widoczny był brak podstawowych stoperów (Menzla i Gałeckiego), a nominalnie wiosną rozpoczynający spotkania na ławce Cholerzyński i Żak, nie tylko według mnie zawiedli. Bardzo słabą zmianę dał Tkocz.

Coś Bukowa nie przynosi szczęścia prawemu obrońcy Wojciechowi Królowi – tak jak ze Stomilem, prezentował solidną postawę, wówczas opuścił boisko po czerwonej kartce, dziś – z powodu kontuzji.

Gdy wydawało się, że spotkanie może zakończyć się remisem, na ok. kwadrans przed końcem spotkania za brutalny faul z boiska wyleciał stoper Zawiszy, wyglądający jak Murzyn z Zielonej Mili. Wtedy na boisko wszedł Piotr Stawarczyk, były środkowy obrońca Ruchu, wracający na stare śmieci – mieszkał przecież kilka kroków od Bukowej, na Dębowych Tarasach. Zresztą, katowicka publiczność powitała go tradycyjnym pozdrowieniem „Śmierdziel, śmierdziel!”.

No i Stawar okazał się amuletem dla swej drużyny, która nie dość, że grając 10 na 11 nie straciła gola, to jeszcze strzeliła dwa, w przedostatniej i ostatniej minucie spotkania. Od czerwonej kartki, Rozwój nie zaprezentował praktycznie niczego. Wielka szkoda, bo Zawisza z pewnością był dziś do dziabnięcia, i okazji ku temu było wcale nie tak mało.

Na meczu obecny był były trener Rozwoju, Marek Motyka. Ewidentnie, kolejny raz przyniósł pecha. Chociaż przy jednym z rożnych Zawisza zagrał szarańczę, co pewnie zwiększyło w Marcysiu poziom ekscytacji spotkaniem. Dobrze, że wtedy akurat nie padł gol.

A do wszystkich, którzy węszą spisek i ustawienie meczu za kulisami – puknijcie się w łeb i spróbujcie przytoczyć ku temu jakieś racjonalne argumenty, a nie tylko „bo grali 11 na 10 i przegrali”.

3 punkty zostają za rzeką

Zagłębie Sosnowiec – GKS Katowice 2:1 (0:0), 19. kolejka I ligi, 29.11.2015

878_wszystkie_fany

Nie miałem jeszcze okazji zobaczyć w akcji GKS-u po przyjściu trenera Jerzego Brzęczka – od października stadion miejski w Katowicach zamknięty jest dla kibiców, z racji rzekomych zamieszek, jakie miały miejsce podczas sierpniowych derbów między GieKSą a Zagłębiem. Statystyki jednak mówią jasno, że pod wodzą Brzęczka katowiczanie tracą mało goli i poszybowali wyraźnie w górę tabeli.

Rewanżowa derbowa potyczka była ważna dla GKS-u o tyle, że zwycięstwo realnie pozwalało doskoczyć do czołówki – tracąc 6 punktów do strefy premiowanej awansem, co przy dobrze przepracowanej zimie, wiosną jest oczywiście jak najbardziej do nadrobienia. No i ostatni mecz przed zimą także ma swoją specyfikę – ponieważ ludzki umysł skonstruowany jest tak, że najlepiej pamięta niedawne zdarzenia – rezultat, w tym czy innym stopniu, determinuje nastroje i motywację w okresie przygotowawczym.

Zagłębiu, oprócz spotkania derbowego, został jeszcze zaległy wyjazd 5 grudnia na Zawiszę do Bydgoszczy. Dwie wygrane dają beniaminkowi zimowanie na pozycji wicelidera. Już w trakcie meczu, facet siedzący obok mnie powiedział „Oni się tej GieKSy przestraszyli”. Sprzeciw. Czego niby mieli się przestraszyć? Przecież wygrali w Katowicach, w Pucharze Polski zmietli Górnika, przeszli Cracovię, nahuśtali Arce Gdynia 4:2. Nie mówiąc już o paru innych wygranych, bez większych przeszkód, z ligowymi przeciętniakami.

Decyzją, nie wiem czy wojewody, policji, czy PZPN, mecz odbył się bez kibiców gości. Trzeba się zacząć przyzwyczajać, że meczów ciekawych kibicowsko będzie z roku na rok ubywać. Wielkie Derby Śląska, derby Krakowa…

Na trybunach komplet. Rodzinna atmosfera. Bo całe rodziny w końcówce spotkania wspólnie śpiewały „Jebać, jebać GKS”. A tak poważnie – jak na to, co w przeszłości widziałem w Sosnowcu i spotkanie derbowe – nawet było kulturalnie.

W pierwszej połowie trybuna odkryta prezentuje oprawę „Krucjata przeciwko niewiernym”, z symbolicznym mieczem, na końcach mającym przekreślony islamski półksiężyć i meczet.

441_krucjata

Jeśli chodzi o sam mecz, dawno nie widziałem tak dobrze grającego GKS-u. Pełna dominacja w środku pola, obrona, przez którą nie udawało się przebić gospodarzom, wygrywane pojedynki. Tak było mniej-więcej do 60 minuty. Też świadczy to o wielkości i jakości Zagłębia, że mimo słabszego meczu, nie dawali sobie wbić gola.

Jedno zastrzeżenie. Ofensywę GKS-u hamował Wojciech Trochim, zwrotny jak Batory w porcie. Gość ma 26 lat wyglądając na 35, nadwagę, podobno za swój „bojowy charakter” wyrzucony został z Tychów czy Podbeskidzia. Niebywałe, że GieKSa w tym sezonie ma już trzeciego trenera i pod wodzą każdego z nich, Trochim łapie się do wyjściowej jedenastki. Gdy schodził z boiska, został pożegnany hucznym „Wypierdalaj, wypierdalaj”, za co wymownie podziękował publiczności brawami. Ale to nie koniec historii Trochima w tym meczu…

Po 60 minucie przewaga GKS-u ulotniła się, cały Stadion Ludowy głośno dopingował, a Zagłębie zaczęło łapać wiatr w żagle. Gdy już wydawało się, że mroźne popołudnie zamykające ligową jesień przyniesie derbowy bezbramkowy remis, w 82. minucie goście, po stałym fragmencie i błędzie bramkarza, objęli prowadzenie. Ławka GieKSy wyskoczyła do linii, a na gwizdy z trybun niezawodny Wojtek Trochim, wraz ze swoim kolegą Filipem Burkhardtem, odpowiedzieli podburzającym gestem, unosząc rozłożone ręce z dołu do góry, jakby chcieli powiedzieć „no dawać, dawać, głośniej, głośniej”. Moją porażką jest to, że nie nagrałem tego momentu, jak rozwścieczają sosnowiecką publiczność…

Brak pokory w piłce jednak szybko się mści. Jeśli reprezentuje się barwy klubu ze stolicy wielkiego województwa, należy umieć się zachować ponad wszelkimi animozjami. Zagłębie praktycznie od razu, niecałą minutę później wyrównało. Na tablicy nawet nie zdążono zmienić wyniku na 0:1, a już było 1:1.

Trybuny ożywiły się i emocje unoszące się nad stadionem zaczęły przypominać klasyczny Ludowy. To było to, czego brakowało przez całą pierwszą połowę i większość drugiej.

No i stało się. W 90. minucie Zagłębie strzeliło na 2:1, po raz enty w tym roku wygrywając mecz, w którym musiało podnosić się z kolan. Wszystkie trybuny, łącznie z niemałą częścią sektora dla osób zaproszonych, śpiewały „jebać, jebać GKS”, a po meczu Trochimowi „wyłaź z budy”. Schodzącemu do szatni skrzydłowemu katowiczan Pietrzakowi, pochodzącemu z Sosnowca i będącemu wychowankiem Zagłębia, akompaniowały gwizdy i docinki rodzaju „Pietrzak, w Sosnowcu jeszcze mieszkasz, czy już w familoku?”

Trochę szkoda takiego rozstrzygnięcia, gdyby katowiczanie wygrali, włączyli by się do czołówki i liga z pewnością byłaby ciekawsza. O ile w sierpniu można było mówić, że Zagłębie było po prostu w derbach lepsze, to dziś GKS naprawdę rozegrał dobre spotkanie. Taki weekend, wszystkie śląskie kluby w łeb.

Panowie piłkarze nie wygrywają na Zgody 28

Rozwój Katowice – Miedź Legnica 2:1 (0:1), 15. kolejka I ligi, 31.10.2015

653_rdsc

To są te momenty! W ostatnich minutach meczu z Miedzią Legnica, kończącego serię trzech w roli gospodarza, Rozwojowi udało się strzelić dwa gole i przechylić szalę na swoją stronę. Spośród wyżej wspomnianych trzech październikowych spotkań u siebie, najmniej spodziewano się punktów właśnie z Miedzią. Zwłaszcza po wcześniejszych porażkach z Kluczborkiem i Pogonią Siedlce.

Panowie piłkarze nie wygrywają na Zgody 28! Wcześniej w tym sezonie na Rozwoju przegrała tylko Wisła Płock (no a to też panowie piłkarze).

Na papierze, może się wręcz wydawać dziwne, że mecz drużyn, które dzieli tak ogromna przepaść w rozumieniu personaliów i finansów, odbywa się w ramach rozgrywek jednej ligi. W składzie Miedzi występują między innymi Garguła, Ślusarski, reprezentant Łotwy Valerij Sabala, były kadrowicz i czterokrotny mistrz kraju Wojciech Łobodziński, Błażej Telichowski (w przeszłości grający w barwach min. Lecha, Groclinu, Lubina, Górnika Zabrze), czy Hiszpan Marquitos, mający za sobą występy w Villarrealu czy Realu Sociedad. Za sterami, doskonale znany wszystkim interesującym się polską piłką, trener Ryszard Tarasiewicz, który jeszcze dwa sezony temu świętował z bydgoskim Zawiszą zdobycie Pucharu Polski. Zarobki na takim poziomie, że dwóch grajków mogłoby całą naszą osiemnastkę meczową wykarmić.

981_rych_t

A jednak, coś w Legnicy nie trybi. Od kilku lat są w tym samym miejscu, nawet nie włączają się w walkę o Ekstraklasę, mimo olbrzymich środków, jakimi dysponują. Najwidoczniej właściciel klubu Andrzej Dadełło słabo wyciąga wnioski i nie uczy się na błędach. Prawie połowa rozgrywek minęła, a Miedź turla się w okolicy strefy spadkowej. Nie pierwszy sezon taki zresztą. Najwyraźniej, nie da się budować drużyny w oparciu o spadające gwiazdy. Taki Garguła czy Łobodziński to by w 5 minut klub w ekstraklasie znaleźli. Np. w Ruchu Chorzów – z miejsca obaj od razu do gry. Do Miedzi przychodzą na emeryturkę, po pięciocyfrowe kontrakty. To wszystko są goście, którzy swoje już w piłce – w takim czy innym rozumieniu – osiągnęli, zatem problematyczne, by pierwszoligowy klub pobudził w nich ukryte ostatnie pokłady ambicji. Nie chce mi się wierzyć, by chciało się takim zawodnikom gonić wynik i gryźć trawę przy stanie 0-2, czy dawać z siebie 100% podczas treningów. Chyba nikt nie wierzy. No i wyniki raczej to potwierdzają.

Na 90minut poczytałem komentarze, można wyczuć wśród sympatyków z Dolnego Śląska, że czują się wodzeni za nos takim obrotem sprawy, i woleliby grać w IV lidze, byle z sercem i na uczciwych zasadach. Przez szacunek do pieniądza, powinno się pewne kluby rozwiązywać. Z uwagi na niepoprawność polityczną, nie wymienię nazw.

KIBICE GOŚCI

Nie wiem ilu ich było, może ze stu. Choć momentami przynudzali, zaprezentowali się pozytywnie. W pierwszej połowie w kółko

Jaki tu spokój nananana
Nic się nie dzieje nananana (…)

Jesteśmy chuj wie gdzie
Dobrze bawimy się
Aeao Miedzianka gol

i moje ulubione, odkąd usłyszałem na Bukowej:

Kilkadziesiąt rac na stadionie
dzisiaj płonie
a my zaśpiewamy tak
jebać policję i zakazy
tak się bawi Ultras Miedzianka

Poza tym, trochę szczekali i trochę zrzucali się ze schodów.

W drugiej połowie już nie śpiewali, bo jedli kiełbasy. Jedynie po straconym golu na 1:1 (czy 2:1, albo obu, nie pamiętam już)

Co wy robicie
wy nasze barwy hańbicie

I po końcowym gwizdku:

Co nam powiecie,
Miedzianko co nam powiecie?

Wyszarpane w końcówce zwycięstwo Rozwoju dziwi tym bardziej, że grali bez 5 zawodników z podstawowego składu, z nieśmiertelnym Adasiem Czerkasem na napadzie.

Czerkas to jest kolejny ewenement. 31 lat, ma za sobą 55 występów w Ekstraklasie (w Odrze Wodzisław i ŁKS-ie), a swego czasu nawet w Queens Park Rangers był przez sezon. Biega tak, jakby miał głowę od innego chłopa i nogi od innego chłopa. Balangowe prowadzenie się jest tajemnicą poliszynela. Czy wyrównujący gol dziś go rozgrzesza? Jestem ostatnim, by wyzywać kogokolwiek, ale dziwi, że trafił do Rozwoju, skoro w zeszłym sezonie podziękowano mu w Legionovii i wyrzucono z Polonii Warszawa. W jakich okolicznościach i czy słusznie – tego nie wiem, więc nie oceniam. Być może Czerkas potrzebuje, by na niego postawiono, poczuć odpowiedzialność za wynik. Zobaczymy, co przyniosą następne spotkania, w których niewątpliwie ponownie dostanie szansę w wyjściowej jedenastce.

217_cks_nie_chcia_umiera_za_poloni

Opuszczamy ostatnie miejsce w tabeli. Druga połowa dzisiejszego meczu pokazała, że można. 4 kolejki do końca jesieni, z czego 3 u siebie, w dodatku z drużynami plasującymi się również na dole ligi. Wszystko w głowach i nogach zawodników. Bo na to mamy wpływ. Nie mamy za to na to, że miasto wypina się na jakiekolwiek prośby o wsparcie. Duża szansa, że największy sukces w historii, jakim był awans na zaplecze ekstraklasy, położy ten klub.

Brawa dla włodarzy Katowic. Stawiajcie nowe galerie handlowe, organizujcie Sylwestry z Polsatem, WPT w Spodku czy turnieje hokeja przy pustych trybunach, zamiast postawić na coś trwałego.

718_raul

HISTORYCZNE DERBY KATOWIC NA ZAPLECZU EKSTRAKLASY

GKS Katowice – Rozwój Katowice 2:2 (2:1), 10. kolejka I ligi, 25.09.2015

784_dk

Od derbów Katowic w Pucharze Polski minęło 60 dni. Wówczas GieKSa zwyciężyła 2-0, nie pozostawiając cienia złudzeń lokalnemu przeciwnikowi. Trochę się jednak pozmieniało od tego czasu. Przede wszystkim, rozegrano 9 kolejek ligowych. Przed sezonem w GieKSie dobre nastroje i medialna propaganda odnośnie awansu do ekstraklasy były dużo mocniejsze niż w poprzednich latach, a po owych dziewięciu kolejkach, z sześcioma porażkami na koncie, zajmowali 15, barażowe miejsce. Wewnętrzny burdel, zwolniony trener, dyrektor sportowy, frustracja kibiców – to wszystko przekłada się na nerwowość.

W Rozwoju z kolei zaczyna trybić. Skład mocniejszy niż przed dwoma miesiącami, nowy trener, paru zawodników w wyśmienitej formie i obiektywnie coraz większy opór stawiany pierwszoligowym rywalom. Kilka faktów: Rozwój nie zapunktował na wyjeździe od pierwszej kolejki, z kolei GieKSa przegrała na Bukowej trzy kolejne mecze (wliczając pucharowy przeciwko Cracovii). Rozwój jest na fali wznoszącej: minimalna, frajerska wręcz, biorąc pod uwagę obraz gry, porażka w Bydgoszczy z tamtejszym Zawiszą, 3 punkty przed tygodniem z Płockiem. Zaś GieKSa – dołek wynikowy, trzeci mecz w przeciągu tygodnia i przetasowanie w pionie sportowym klubu. To wszystko powodowało, że w Rozwoju mówiło się, że przeciwko tak słabemu GKS-owi, może już nie nadarzyć się okazja zagrać.

Nie ma co mówić, byłem podekscytowany przed tym meczem, nie umiałem usiedzieć w jednym miejscu i cały dzień spoglądałem na zegarek. Idąc na stadion odczuwałem napięcie, zupełnie jakbym to ja miał wyjść na murawę, czy ode mnie cokolwiek zależało.

Na stadionie zimno. Ludzi mało. To chyba jedyne takie derby w Polsce (a może i w Europie), że w 400 – tysięcznym mieście nawet 2000 widzów nie udało się przyciągnąć. W miejscu, gdzie siedziałem, na trybunie głównej, z tego co mówili między sobą kibice, dało się wyczuć, że byli przekonani, iż zwycięstwo im się należy. Jednak to było takie zdrowe przekonanie, nie oddające żadnej niechęci do Rozwoju czy coś. Po prostu luz.

Przed spotkaniem zawodnicy Rozwoju wyszli w strojach „My też jesteśmy z Katowic”, prezentując transparent „Prezydencie Krupa, dlaczego nie chce nam pan pomóc?”, co spotkało się z aprobatą i brawami kibiców, przynajmniej w pobliżu miejsca gdzie siedziałem. Hasło odnosi się oczywiście do dofinansowania obu klubów miejską kasą: przykładowo, w tym roku GKS otrzymał 12 milionów, zaś Rozwój 400 tysięcy. Raptem 30 razy mniej, a przecież występują na tym samym szczeblu, w tabeli różniąc się jedynie dwoma punktami. Tu nie chodzi o to, by rościć 5 czy 6 milionów. Wystarczyłby milion, półtora. By przetrwać. Bo jeśli miasto nie pomoże, najczarniejsze scenariusze przewidują nawet wycofanie się zimą z rozgrywek…

189_dnpp_2

Można powiedzieć, że w pierwszej połowie trybuny nie „żyły szpilem”, a „bacznie obserwowały”. Młyn na Blaszoku prezentował się dość cicho, a z trybun mało było pojedynczych okrzyków.

Sportowo – Rozwój wyszedł niskim pressingiem i GieKSa całkowicie zdominowała poczynania boiskowe. Zapewne takie były przedmeczowe założenia, jednak wygląda to bardzo, bardzo nerwowo. Już w 11. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Pomyślałem  wtedy „no, znowu to samo co w lipcu”. Po stracie gola dalej ten niski pressing. Skuteczne opuszczenie własnej połowy graniczyło z cudem. Rozwojowi udało się wyrównać po rożnym, potem GKS, również po rożnym, ponownie wyszedł na prowadzenie, no i pierwsza połowa się skończyła.

Wielkich nadziei ta pierwsza połowa Rozwojowi nie dawała, bo mimo prowadzenia „tylko” jednym golem i momentami chaotycznej, niedokładnej gry, GKS miał mecz pod kontrolą. Obiektywnie, spotkanie w pierwszej połowie mogło senność powodować. Tak jak i stereotypowa jesienna pogoda. No ale wiadomo, że dla mnie nudne by nie było nawet, gdyby grali pękniętą piłką do ping-ponga.

Na drugą połowę jako pierwsza wybiegła ekipa Rozwoju, otrzymując szczere brawa z głównej trybuny. Goście ustawili się wyżej, niż w pierwszej odsłonie i mecz się wyrównał. W 55 minucie po składnej akcji i pięknym rajdzie do remisu doprowadził Tomasz Wróbel, kapitan Rozwoju, przed dwoma laty występujący w barwach klubu z Bukowej. Warto wspomnieć, że Wróbel ma 33 lata, a obrońca GKS-u Kamiński, który najpierw został wyprzedzony, a później bezskutecznie gonił kapitana zespołu z Brynowa, jest 6 lat młodszy.

Cały stadion nagrodził byłego zawodnika brawami za tę akcję. Zresztą, kibicom GieKSy zaczynały puszczać nerwy. Mecz, po sennej pierwszej połowie, nabrał kolorów. Zmienił się w napierdzielankę od bramki do bramki, masa strat, fauli, akcji oskrzydlających obu zespołów. Bliski gola na 2:3 był rezerwowy napastnik Gielza, którego strzał z dystansu trafił w słupek. Gielza również parę lat temu występował w GKS-ie, dostał oklaski zarówno, gdy jako zmiennik wchodził na boisko, jak i po opisanej sytuacji.

Fani gospodarzy – wiadomo, selektywne myślenie. Widzieli swoje straty, swoje niedokładne dośrodkowania, swoje błędy. Ale nie dziwota, że tracą cierpliwość. Przy stanie 2-2, gdy Rozwój na jakiś czas zepchnął gospodarzy do defensywy, z Blaszoka niosło się „Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska” i „Gdzie jest ta Gieksa, hej zarząd gdzie jest ta Gieksa?”.

Moc wrażeń, naprawdę 🙂 Już sobie myślałem, że w takiej atmosferze jeśli Rozwój przegra, będzie to tragedią dla beniaminka. Podirytowani GieKSiarze oklaskiwali każde dobre zagranie rywali, a podczas jednej, dość długiej wymiany podań, krzyczeli „ole!”.

Po końcowym gwizdku zespół z Bukowej został podsumowany przez swych fanów niezbyt parlamentarnymi słowami, z kolei Rozwój pożegnano brawami. Opuszczająca sektory grupa około 400 kibiców Gieksy złożyła drużynie wizytę pod szatnią, z pieśnią „Banda pajacy, gdzie indziej szukajcie pracy” na ustach.

557_pod_szatni_

Tak sobie myślę, że dla kibica GKS-u marazm osiągnął ekstremum. Bo inaczej tego nie można nazwać, skoro nawet drugi klub z Katowic urwał im punkty. No i to nie był remis 0:0 czy 1:1 po jakiejś kopaninie – tłukli się, jak równy z równym, 2:2 po bardzo emocjonującej końcówce i szybkiej, otwartej drugiej części spotkania.

Z pewnością, jeśli nie zmieni się zarząd, to będą się tak kopać po czołach jeszcze bardzo długo, aż w końcu włodarze Katowic zakręcą kurek. Już teraz mają nad czym główkować. Bo ten rok chyba dostarcza argumentów, że nie tylko jeden klub w mieście na ich wsparcie zasługuje…

Z jednej strony, kibiców Rozwoju remisowe rozstrzygnięcie w derbach cieszy, bo jednak jest to prestiż nie do opisania. Z drugiej jednak – nie ma co piać – bo skoro GieKSa znalazła się w tak głębokim dołku organizacyjnym, to czemu by jej nie ograć? Bez trenera, 3 mecz w odstępie 7 dni, nerwowość, każdy ma każdego dość. Także lekki niedosyt na pewno pozostaje.

Dobrze jednak, że w końcu czerwona latarnia ligi zaczyna punktować. Miejmy nadzieję, że to początek marszu w górę tabeli. A już w przyszłym tygodniu przed beniaminkiem kolejne derby – u siebie z Sosnowcem.

464_my_te_jeste_my_z_katowic

Źródło: gieksa.pl, rozwoj.info.pl