Archiwa blogu

Marmolada i karetka – Warchoły na Rozwoju

Rozwój Katowice – Radomiak Radom 1:1 (1:1), 4. kolejka II ligi, 20.08.2016

kopalnia

Po dywagacjach i sobotniej huśtawce nastrojów delegacja Od meczu do meczu zadecydowała o niedalekiej wycieczce na Rozwój – Radomiak. Istniała jeszcze opcja nie mniej ciekawego wojażu do Kluczborka na mecz z Tychami, ale nie można zapominać o korzeniach. Obie ekipy na papierze przed startem rozgrywek prezentowały się jako jedne z najlepszych w bezbarwnej piłkarsko II lidze, więc na tym polu zapowiadało się nieźle.

kasa

klatka Radomiak

Sobotnie popołudnie na Zgody postanowiło spędzić ok. 400 osób, w tym 50-60 osobowa ekipa przyjezdnych. Na sektor wpuszczani byli w niezbyt zawrotnym tempie, a z zaznaczeniem obecności poczekali na drugą połową. W przerwie na płocie pojawiają się flagi „RADOMIAK – RÓŻNE EKIPY TE SAME NAZWY”, mała fana w barwach narodowych i fanclubowe płótno „Iłża”. Jeśli chodzi o zdzieranie gardeł, pozostali solidarni z miejscowymi, u których zorganizowanego dopingu brak. Pośpiewali tylko chwilę – „Jesteśmy zawsze tam”, „Czy wygrywasz czy nie”, „W pociągu jest tłok” i najbardziej skłaniające do refleksji „Gdyby nie Ursus, gdyby nie Radom, to byś wpierdalał chleb z marmoladą”. Poza tym, z uwagi na niezadowalającą postawę kopaczy, w końcówce spotkania pojawiło się „Kurwa mać, Radomiak grać!”, a po ostatnim gwizdku arbitra zaprosili zawodników pod klatkę na krótką wymianę zdań.

PIŁKARSKO

Od pierwszych minut Radomiak wyszedł na gospodarzy wysokim pressingiem, a wynik spotkania został ustalony już w pierwszym kwadransie – oba zespoły trafiały po rozegraniu rzutów rożnych, gospodarze cieszyli się z prowadzenia w 9. minucie, goście z wyrównania – w 14. Praktycznie cały czas inicjatywa była po stronie przyjezdnych, kolejny niemrawy mecz Rozwoju, co dla kibica z Katowic może być o tyle irytujące, że jakościowych zawodników nie brakuje: Jaroszek, Szatan, Wróbel, do tego Marszalik mający za sobą kilka występów w Wiśle Kraków czy Duda na szpicy, który do siatki trafiał na boiskach ekstraklasy. Może jeszcze sama gra się dotrze – dwa sezony temu, gdy Rozwój robił awans do I ligi, po 4. kolejkach na koncie również miał 4 punkty.

tablica

Jeśli chodzi o dzisiejszy mecz, zadanie zostało nieco utrudnione. Pomijając, że Radomiak po pół godzinie gry miał już wykorzystane dwie zmiany, włączając w to konieczność podjechania karetką na murawę, w 38. minucie za faul czerwoną kartkę ujrzał Tomasz Wróbel, będący najsilniejszym ogniwem katowickiej drużyny. W stronę sędziego ciśnięto kilka nieparlamentarnych wiązanek, które – trzeba przyznać – wisiały w powietrzu już wcześniej, np. w sytuacji, w której zawodnik Radomiaka swobodnie wycofał piłkę do bramkarza, którą ten jak gdyby nigdy nic złapał do rąk. Żadna tam stykowa sytuacja, nikt nie był atakowany itp. Pośredniego oczywiście nie przyznano. Ciekawe, czy pan Sławek z Canal +, aktualny prezes Warchołów, byłby w stanie wytłumaczyć gwizdkowego z takiej decyzji.

karetkaaa

W drugiej połowie, ku niezadowoleniu sektora gości, mimo gry w przewadze Radomiak walił głową w mur, a w końcówce to Rozwój próbował powalczyć o pełną pulę. W odróżnieniu od przyjezdnych, po zakończeniu potyczki kibice gospodarzy nagrodzili zespół brawami. Na przełamanie dobry i punkt. 30 kolejek do końca sezonu.

Ponure derby Katowic

GKS Katowice – Rozwój Katowice 2:1 (1:1), 27. kolejka I ligi, 24.04.2016

Mimo że kalendarzowa wiosna w pełni i zbliża się maj, pogoda beznadziejna, pierwszy raz w tym sezonie nie ubrałem się w pięć warstw, no i konsekwentnie pierwszy raz zmarzłem. Ludzi mało, praktycznie tylko na sektorze 4 frekwencja jako-taka, piątka pusta, blaszok pustawy.

IMG_1589 ok

Dla Rozwoju – kolejny mecz o pierwszoligowe życie, dla GieKSy – o pietruchę. Ale o jakiejkolwiek spółdzielni nie ma mowy. Po pierwsze, z racji trzydziestokrotnie większych nakładów finansowych miasta pompowanych w GKS, po drugie – w obliczu braku zdobyczy punktowej w dwóch poprzednich kolejkach, strata punktów w derbach oznaczałaby dla zawodników przysłowiowe wywiezienie na taczkach przez kibiców.

Od rozpoczęcia spotkania przeważał GKS, a piłkarze Rozwoju sprawiali wrażenie poddenerwowanych, skrępowanych. Choć klarownej sytuacji trójkolorowi nie stworzyli, w 16. minucie po dośrodkowaniu Adriana Frańczaka niefortunnie głową piłkę do własnej bramki skierował Jaroszek i po raz trzeci już w tym sezonie w derbach, to GKS otworzył wynik.

Można powiedzieć, że z biegiem czasu mecz się wyrównywał, a w 35. minucie, mający sporo miejsca kapitan Rozwoju Wróbel, strzałem z dystansu doprowadził do remisu. Od tej pory można było powiedzieć, że to ekipa z Brynowa miała więcej z gry, z głównej trybuny zaczynały docierać gwizdy czy komentarze nawiązujące do słów trenera GKS-u Jerzego Brzęczka z zeszłotygodniowej konferencji prasowej po przegranej z Olimpią Grudziądz: „Brzęczek, to jak mówisz że możesz odejść to się spakuj”, „Zobacz sobie jak Rozwój walczy, a potem mów coś o ambicji”. Blaszok natomiast zachował klasę, można powiedzieć, że nie reagował na to, co dzieje się na boisku, przez całe spotkanie, bez większych przestojów jadąc z dopingiem.

Sportowo dno i kilometr mułu. Aż wstyd, że Polsat Sport transmitował to pod szyldem DERBY KATOWIC. Katowic, jednego z największych miast w kraju. Nie Wólki Kosowskiej czy Swarzędza. GieKSiarze tracili masę piłek, ale co z tego, skoro Rozwój nie potrafił dobrze trzech podań skleić, by wyprowadzić kontrę. W GKS-ie dobre wrażenie sprawiali Prażnovsky (jak zwykle), Frańczak (mimo że parę razy padł na murawę prowadząc piłkę) i Duda, Goncerz był praktycznie niewidoczny, a drugi z napastników, nowopozyskany z USA ex-snajper Górnika Zabrze Zahorski, to totalne nieporozumienie. Zresztą, został wygwizdany jak schodził na zmianę. W Rozwoju słaby występ Czerkasa, bezbarwny Konrad Nowak, widoczne osłabienie w środku pola, spowodowane odnowieniem urazu Szatana podczas rozruchu… Zastępujący go Tkocz, na tle pozostałych swoich występów w I lidze zaprezentował się naprawdę nieźle, ale to jednak nie ta sama jakość w ofensywie, co była „ósemka” Zagłębia. Jaroszek, poza tym że przyczynił się do straty obu goli, nie zagrał tak źle, jak można wywnioskować z komentarzy.

W drugiej połowie tylko Rozwój stworzył sobie jakieś sytuacja strzeleckie, i gdy wydawało się, że nic złego beniaminkowi raczej przytrafić się nie może, w 83. minucie za niby-faul Jaroszka na Frańczaku podyktowana została jedenastka dla GieKSy. Goncerz strzelił tak, jak zazwyczaj, pod poprzeczkę w środek bramki, zapewniając trzy punkty swemu zespołowi. Ewenement, wygrana w meczu, w którym nie miało się praktycznie ani jednej klarownej bramkowej okazji, a jedyne wejście w pole karne było po to, by uderzyć z wapna. Rozwój zaprzepaścił historyczną, mogącą nie nadarzyć się przez najbliższe kilkanaście lat okazję, by pokonać lokalnego rywala. Który naprawdę, delikatnie mówiąc, nie był dzisiaj dobrze dysponowany.

W ten sposób, jeden katowicki klub także majstruje łopatą w okolicy dołu drugiego. W okolicy, w której siedziałem, niektórzy mówili „Szkoda że GKS tak tydzień temu z Grudziądzem nie walczył”, sporo osób, mimo żółtych szalików na szyi (a w barwach Rozwoju też ze 2-3 osoby mi mignęły jak na stadion wchodziłem), trzymało kciuki w derbach za Rozwój, skoro dla GKS-u sezon i tak już się skończył.

Widać, że dla klubu z Brynowa pierwsza liga jest absolutną ścianą, od której można się tylko odbić. Nawet w obliczu utrzymania, część zawodników będących filarami zespołu odejdzie, i kolejny sezon może być o wiele cięższy niż bieżący. No i wszystkie mecze w roli gospodarza na Bukowej, czyli siedemnaście domowych spotkań w atmosferze sparingu… Jeden argument przemawia za utrzymaniem. Pokazanie tym wszystkim niedowiarkom, którzy od początku skazywali Rozwój na spadek, że można.

No a GKS? Chyba nie ma złudzeń, że zespół w tej postaci jest w stanie powalczyć o coś więcej niż 6-7 miejsce. Zanim ktoś przy Bukowej palnie coś o awansie, niech najpierw pomyśli, w jaki sposób przewietrzyć szatnię.