Archiwa blogu

Tyszanie wracają na I-ligowe salony

GKS Tychy – Stal Mielec 1:0 (0:0), 34. kolejka II ligi, 4.06.2016

IMG_3268

tabela

Po jesiennej rundzie II-ligowych rozgrywek można było powiedzieć, że w walce o awans liczyły się wszystkie drużyny do ósmego miejsca włącznie, bo – umówmy się – pięciopunktowa strata Stalowej Woli czy Radomiaka (a nawet siedmiopunktowa Kotwicy) do miejsca barażowego, w piętnastu spotkaniach jest całkowicie możliwa do nadrobienia.

Trzeba przyznać, że GKS Tychy w pierwszej połowie sezonu prezentował się niemrawo – biorąc pod uwagę frekwencję na meczach, nakłady finansowe, doświadczony zespół i całą otoczkę, jaka zrodziła się wokół klubu po „opakowaniu” go atrakcyjnym nowym stadionem.

Wiosną tyszanie ruszyli w pogoń za pierwszą trójką, za to pozostałe liczące się zespoły, postanowiły o zaplecze ekstraklasy ścigać się na czworaka. Przed dzisiejszą kolejką, w drugim ligowym półroczu, „wybrane” drużyny z czołówki w czternastu spotkaniach zdobyły odpowiednio:

Puławy – 15 punktów

Raków – 13 punktów

Stalowa Wola – 8 punktów

Logiczne więc, że Tychy, które zdobyły tylko punkt mniej niż główni konkurenci (Puławy i Raków) razem wzięci, w końcu osiągnęły w tabeli satysfakcjonującą wszystkich związanych z klubem lokatę.

Po trzech kolejnych majowych zwycięstwach, na trzy kolejki przed końcem sezonu, wydawało się, że jest już pozamiatane – tyszanie zajmowali pozycję wicelidera, a do przypieczętowania miejsca w barażu, z otwartą drogą do awansu bezpośredniego, wystarczał punkt.

Punkt, którego nie udało się zdobyć zarówno w domowej potyczce z Radomiakiem (0:1, po golu w 86. minucie), jak i w Tarnobrzegu przeciwko Siarce. W ten sposób, postawienie ostatniego kroku na drodze ku powrotowi do I ligi, przeciągnęło się do ostatniej kolejki. A przeciwnik nie byle jaki – bo tegoroczny zwycięzca II ligi – Stal Mielec.

KOJARZENIA

Jak widać, ścisk w tabeli był konkretny, a prawdopodobnym scenariuszem był nawet bezpośredni awans Siarki, przy zepchnięciu Tychów na niedające niczego 5. miejsce.

Byłem trochę zły na siebie, że postępując pochopnie, na autopilocie, bez większego pomyślunku, załatwiłem wejście na sektor znajdujący się dość daleko młyna, za to blisko klatki, która w tym spotkaniu miała pozostać (i faktycznie pozostała) pusta – z racji zakazu wyjazdowego ciążącego na kibicach z Podkarpacia.

Po przybyciu w okolice stadionu, uwagę przyciągała jednolicie (na biało) ubrana grupa kibiców pod kasami od strony ulicy Baziowej.  Tak, jak można było przypuszczać – byli to fani z Mielca.

DZIKI

Około trzech kwadransów przed meczem, ostatni odcinek przemarszu zaliczali tyscy ultrasi, zatrzymując się pod stadionem. Trzymając flagę „Dziki Zachód” przystanęli, zaśpiewali „I liga, I liga, GKS!”, zbluzgali GKS Katowice, a także pozdrowili mundurowych tradycyjnym okrzykiem „Zawsze i wszędzie(…)”.

MIELEC

Kibice Stali zajęli miejsca na narożnej trybunie sąsiadującej z sektorem gości. Z racji, że obie ekipy są zgodami Sandecji Nowy Sącz, o jakichkolwiek potencjalnych spięciach nie było mowy i przyjezdni mieli okazję zaprezentować się na zakazie, w tym jakże ważnym dla gospodarzy meczu.

Duży szacunek gościom się należy – że mimo zakazu i pewnego już awansu do I ligi swojego zespołu, potrafili zmobilizować się i przyjechać na Górny Śląsk. Mielczanie parę razy zaśpiewali „Wróg numer jeden, policja wróg numer jeden”, „Zawsze i wszędzie” i „Piłka nożna dla kibiców”. Poza tym, przypomnieli zgromadzonym że obydwoma nogami są już w wyższej klasie rozgrywkowej, a także pozdrowili zgody: Czarnych Jasło, Koronę Kielce i wspomnianą wcześniej Sandecję. Dopingując, przedstawili parę swoich autonomicznych przyśpiewek, które również wypadły pozytywnie.

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – dzięki swojej stadionowej lokalizacji, miałem okazję przysłuchać się obu ekipom, a nie tylko gospodarzom, co zapewne stałoby się, gdybym siedział koło młyna 🙂

PIROOO

Od pierwszych minut spotkania, na zabramkowym sektorze tyszan widniał transparent „WILCZY GŁÓD NA PIRO”, co było oczywistą zapowiedzią, że wczorajszego upalnego popołudnia świecić będzie nie tylko słońce. Mniej więcej w środku pierwszej połowy wjechała sektorówka ULTRAS, chwilę później podświetlona flarami głównie z górnej części trybuny.

Przez pełne 90 minut na stadionie było bardzo głośno, a do wspierania walczącej o awans drużyny regularnie dołączały pozostałe sektory. Co ciekawe – nie odnotowano kompletu publiczności – potyczkę z liderem na żywo obejrzało ok. 10 300 widzów. A z Rakowem jesienią było 12 000…

SPORTOWO

IMG_3289

Doświadczeni gospodarze, którzy w meczu o „jednostronną” stawkę powinni pokonać goszczący zespół chociażby samą determinacją, od początku przeważali, jednak wynikało to głównie z faktu, iż Stal nie siliła się na wysoki pressing czy bieganie za piłką. Poza wspomnianą optyczną przewagą, ofensywa GKS-u biła jednak głową w mur, a większość tego, co działo się na murawie, specjalnie pasjonująca nie była.

Po zmianie stron, goście postanowili być nieco łaskawsi dla grających mecz sezonu Tychów. Część zawodników przestawiła styl gry na „stojanowa” (Bartosz Nowak z numerem 10, Łukasz Żegleń z numerem 22), odpuszczając pojedynki, posyłając niedokładne prostopadłe piłki czy bezsensownie wykonując stałe fragmenty, a kibice z Podkarpacia przez kilkanaście minut postanowili nie wcinać się lokalnej publice w doping.

Wraz z upływającym czasem, zaczęło wyglądać to żenująco – Stal pozwalająca na coraz głębsze wejścia na swoją połowę, przy sporej nieporadności GKS-u. I kiedy wydawało się, że bramkarz gości prędzej czy później sam będzie musiał „pomóc szczęściu”, fantastycznym strzałem z dystansu popisał się rezerwowy Stepan Hirśkyj, w 76. minucie doprowadzając stadion do euforii, dając gospodarzom upragnione prowadzenie.

I chociaż do końca były emocje, w ostateczności wynik nie uległ zmianie i obie ekipy zakończenie sezonu mogły świętować w szampańskich nastrojach.

STAL OCHRONA

Skorpiony zadbały o to, by za wielu fanatyków nie wbiegło na murawę, a tuż po gwizdku feta gospodarzy była umiarkowana, widać nie zapeszali, nie mrozili butelek i nie przygotowali specjałów na boiskowe okoliczności celebracji osiągnięcia celu.

Zawodnicy gości również podeszli na chwilę do kibiców, wspólnie zaśpiewali „Awans jest nasz”, a oprócz tego, podkarpaccy fanatycy wykrzyczeli „Janusz Białek” i „Bodzio Wu”, wyrażając swą wdzięczność sztabowi szkoleniowemu mistrza II ligi. Ponadto, podziękowali tyszanom za gościnę, brawami nagrodzili fakt, że zespół gospodarzy dołączył do grona pierwszoligowców, a owe gratulacje zostały odwzajemnione. Gdy drużyna GKS-u przekroczyła barierki, by pocieszyć się z kibicami, z głośników niosło się „We are the champions”.

stal feta

kolko gks

zolwie

Gdy spora część kibiców stała pod stadionem lub dopiero z niego wychodziła, z niewiadomych przyczyn na „marsz” zdecydowała się brygada opancerzonych żółwi. Feta w okolicy po awansie, kibicowsko hiperspokojny mecz… Po co? Ręce opadają. Mimo że byłem tuż obok, ciężko stwierdzić co tak naprawdę się wydarzyło, mundurowi zwinęli jednego z chłopaków, z pieśnią „Zawsze i wszędzie…” na ustach z odsieczą próbowało ruszyć kilku byczków, a żółwie zwinęły jeszcze parę osób, nawet niczego nie tłumacząc. W tym pana, który po prostu przechodził, nie jego wina że akurat z tamtej strony „czołgiem” podjeżdżali… W ruch poszedł gaz, achtungi i kamienie, ale tak jak wspomniałem – jakichkolwiek szczegółów nie jestem w stanie przytoczyć. Pewnie policja zazdrościła, że GKS awansował, a oni nie.

W przyszłym sezonie nadchodzą ciekawe mecze Tychów z GieKSą, Sosnowcem czy Górnikiem. Z kibicowskiego punktu widzenia – fajnie, że zagrają wyżej.

Spadek Rozwoju widziany na żywo

Miedź Legnica – Rozwój Katowice 4:0 (1:0), 32. kolejka I ligi, 21.05.2016

IMG_2626

Na 3. kolejki przed końcem rozgrywek, zgodnie z wyliczeniami 90minut.pl, Rozwój miał 5% szans na baraże lub bezpośrednie utrzymanie w I lidze. Warto wspomnieć o serii, jaką jesienią na tym etapie rundy złapał zespół z Katowic – trzy kolejne zwycięstwa – z Miedzią, w Bełchatowie i Sandecją.

STADION M

Stadion Miedzi całkiem przyjemny, położony w parku, z przymrużeniem oka trochę jak Stadion Śląski na terenie WPKiW. Pogoda lipcowa, słońce grzało i odczuwało się, że sezon chyli się ku końcowi.

wszyscy na C

Choć kibice Miedzi, jak zwykle zresztą przed domowymi meczami, mobilizowali się, by iść do młyna, ten w pierwszych minutach spotkania był prawie pusty. Atmosfery meczowej praktycznie brak, a poza odgłosami piłki, na stadionie najlepiej słyszalnymi były dźwięki festynu, odbywającego się nieopodal w parku.

MŁYN M

Miedź ruszyła z dopingiem około 35. minuty, dość przeciętnym, ale nie ma co się dziwić – koniec sezonu, gra już tylko o 3 punkty, przeciwnik nie wzbudzający większych emocji. Miejscowi pozdrowili Promień Żary i BKS Bielsko, a także przypomnieli wszystkim o trwającej od 15. lat sztamie ze Śląskiem Wrocław. Oczywiście, nie zabrakło i firmowej przyśpiewki Kilkadziesiąt rac na stadionie dzisiaj płonie.

Na sektorze rodzinnym przyjęta została grupa najwierniejszych kibiców w barwach Rozwoju, która wiosną nie opuściła praktycznie żadnego wyjazdu.

SPORTOWO

IMG_2551

Tuż przed pierwszym gwizdkiem spore wrażenie zrobił na mnie trener zespołu z Legnicy Ryszard Tarasiewicz, który oprócz tradycyjnego przywitania się ze szkoleniowcem przeciwników, podszedł także do ławki gości, podając rękę wszystkim osobom ze sztabu i zawodnikom rezerwowym. Duża klasa, nie pierwszy raz zresztą Tarasiewicz wykazał tradycyjne dżentelmeńskie maniery.

Rozwój w kolejnym meczu został zmuszony zagrać w osłabionym składzie, bez Króla, Szatana i Czerkasa. Szukając nowych rozwiązań, na dziewiątce postawiony został Tomasz Wróbel, zwykle pełniący rolę skrzydłowego lub środkowego ofensywnego pomocnika.

Początek meczu był dość wyrównany, obie ekipy miały swoje argumenty, a bardzo dobrą sytuację dla gości zmarnował Robert Tkocz. Niestety, biednemu zawsze wiatr w oczy i w 23. minucie z rzutu wolnego, 30 metrów od bramki Pawłowskiego, „strzał życia” w okienko oddał Petteri Forsell.

sp2

Rozwój ruszył do odrabiania strat, szansę na wyrównanie miał Wróbel, a do przerwy w polu karnym gospodarzy dwa razy pojawiły się kontrowersje. Pierwsza, gdy w sytuacji sam na sam z bramkarzem Miedzi Kapsą na murawę padł Patryk Kun, otrzymując żółtą kartkę za symulkę. Druga – gdy po dośrodkowaniu „podobno” ręką piłkę odbił jeden z defensorów gospodarzy. Gwizdek jednak milczał, a do przerwy utrzymał się wynik 1:0.

Parę minut po zmianie stron, dośrodkowanie Garguły z rzutu rożnego na bramkę zamienił stoper Miedzi Tomasz Midzierski (nie pierwszy raz zresztą w tym sezonie), i od tego momentu mecz przebiegał praktycznie już tylko pod dyktando zespołu z Dolnego Śląska. W ofensywie Rozwój walił głową w mur, a patrząc na boisko nie było widać, by była to drużyna grająca mecz o być albo nie być na zapleczu ekstraklasy. Ale to raczej brak jakości, nie determinacji. Chociaż brak wiary dało się wyczuć już od pierwszych minut, ale może się mylę. W ostateczności, gospodarze dorzucili jeszcze dwa trafienia, ustalając rezultat spotkania na 4:0.

40

Po końcowym gwizdku, ultrasi Miedzi wznieśli okrzyk „Piłkarzyki, pajacyki” podsumowujący postawę drużyny w przekroju całego sezonu i dając do zrozumienia, że wygrywając kilka ostatnich spotkań z takim budżetem i na takich kontraktach, legnicka plejada emerytowanych gwiazd (Bartczak, Stasiak, Łobodziński, Garguła, Telichowski itp.) łaski nie robi.

Ponieważ inne wyniki 32. kolejki poukładały się tak, a nie inaczej – wczorajsza porażka dla Rozwoju oznacza matematyczny spadek z zaplecza ekstraklasy. Praktycznie było to już oczywiste po przegranym półtora tygodnia temu meczu w Kluczborku, ale uświadomienie czarno na białym – to całkiem inne odczucia.

wnr

Rok temu 7 czerwca byłem przy awansie, teraz na żywo widziałem spadek. Nie żałuję tego roku. Był piękną historią na kartach klubu ze Zgody. Świętowanie awansu w Górze, wygrana z Płockiem (przyszłym ekstraklasowiczem), derby Katowic, blask kamer Polsatu, serie kilku zwycięstw z rzędu… No i znalezienie się między klubami z wielkimi tradycjami, walcząc (prawie) jak równy z równym, przy nieporównywalnej otoczce i nakładach.

Spadek ma swoje dobre strony – w przyszłym sezonie skład byłby prawdopodobnie słabszy niż obecnie, co przełożyłoby się na jeszcze cięższe granie, no i perspektywa całego roku spędzonego przy pustych trybunach na Bukowej…

A tak – powrót na Zgody, do siebie, do całkiem ciekawej II ligi, do której jesienią dołączyć mogą Polonia Warszawa, Odra Opole, Warta Poznań, Motor Lublin… No a jest przecież jeszcze Polonia Bytom, zespoły z Podkarpacia, ROW Rybnik – też fajne ekipy 🙂

W Urzędzie Miasta pewnie strzelają szampany, że niechciany podmiot opuszcza miejsce, w którym znalazł się dając z siebie absolutne maksimum. Który pokazał, że aby radzić sobie na zapleczu ekstraklasy, wcale nie potrzeba wielomilionowych nakładów, durnych kampanii i armii figurantów.

Tego tylko szkoda – pokazania reszcie, że w takich warunkach też można się utrzymać.

Ciężko tak na gorąco coś napisać, bo czuje się, że coś odfrunęło, a najpiękniejszy dla klubu czas przeminął…

Po meczu pokręciłem się trochę po Legnicy i trzeba przyznać, że natężenie podejrzanych facjat wprawiało w osłupienie i z pewnością nie zachęca, by wracać w tamtejsze okolice….

Nadwiślan – Stal Mielec

Nadwiślan Góra – Stal Mielec 1:3 (1:0), 11. kolejka II ligi, 4.10.2015

882_wyj_cie_na_muraw_

Żal mi Nadwiślana. Grali naprawdę fajny mecz z liderem II ligi, który kompletnie nie miał koncepcji na grę na tym wąskim i rozkopanym boisku. Jak na drużynę zajmującą pierwsze miejsce, podejmującą ekipę ze strefy spadkowej, podopieczni Janusza Białka zagrali wyjątkowo niskim pressingiem, przez co górzanie swobodnie konstruowali akcje, nierzadko zbliżając się pod pole karne Stali.

Niestety, na pierwszy rzut oka sędzia Robert Marciniak z Krakowa nie popisał się w tego popołudnia. Chociaż może powtórki pokażą coś innego, bo w idealnym miejscu nie siedziałem. Pod koniec pierwszej połowy, w dość krótkim odstępie czasu, dwie żółte kartki ujrzał jeden z obrońców gospodarzy.

I chociaż w dziesięciu zdołali jeszcze, po pięknym rozegraniu kontry, strzelić gola do szatni, a po przerwie mieli jeszcze jedną setkę, lider z Podkarpacia nie pozostawił złudzeń, strzelając gole w 67., 71. i 85. minucie. Nawet przy 1-0 gra Nadwiślana nie była już tak fajna, jak w pierwszej połowie, widać było niepewność, no i brak zawodnika.

Stal ma po 11. kolejkach 26 punktów, mając przewagę 5 punktów nad wiceliderem i 6 nad miejscem barażowym. Dzisiaj grali bardzo niemrawo i miałbym problem wskazać jednego wyróżniającego się zawodnika, no może poza serbskim skrzydłowym – ale on biegał w drugiej połowie tuż przed moim nosem, więc trudno, bym go nie zauważył.

No ale innych meczów Mielca nie widziałem, być może był to ich najgorszy, a być może ekipa byłego trenera Groclinu Dyskobolii taki ma po prostu styl, że na wyjazdach w pierwszej połowie, jedynie walą dzidy za połowę.

Kibicowsko to generalnie nie ma wiele do opisywania. Fani gości zjawili się w kilkunastoosobowej grupie, miejscowe trybuny były żywe, jednak jak to w niższych ligach, w małych miejscowościach bywa – niezorganizowane. O ile drugą ligę można zaliczyć do niższych. Da się wyczuć, że górzanie doceniają miejsce, w którym się znaleźli. Nie wiem, skąd pieniądze na utrzymanie drużyny na centralnym szczeblu się znajdują. Gmina biedna, żadnego większego podmiotu odprowadzającego sensowny podatek, jeden ze sponsorów, Blue Ocean Finance (z Katowic) wycofał się po poprzednim sezonie…

Ech, ciężkie i smutne życie kibica. Trzy mecze w weekend, we wszystkich kluby którym kibicowałem przegrały.