Archiwa blogu

Jak GKS Bełchatów po 25 latach na trzeci szczebel spadł

Rozwój Katowice – GKS Bełchatów 2:1 (0:1), 33. kolejka I ligi, 29.05.2016

IMG_2995

Lipiec 2015. Upalne lato w pełni, piłkarski sezon ogórkowy trwa w najlepsze, a kibicom nie pozostaje nic innego, niż odliczanie dni do rozpoczęcia ligi. No i oczywiście śledzenie ruchów transferowo – przygotowawczych.

Zasilona trzema beniaminkami z naszych okolic I liga (Rozwój, MKS Kluczbork, Zagłębie Sosnowiec) stanowiła dla mnie szczególny obiekt zainteresowań.  Kto faworytem, kto do spadku, jak poradzą sobie spadkowicze z Ekstraklasy, co przyniosą zakontraktowani emeryci w Miedzi czy Zawiszy – i tak dalej i tak dalej.

Zobaczysz, że ten Bełchatów będzie miał ciężko – powiedział mi podczas jednej z przedsezonowych rozmów znajomy pismak

– Eee, bez przesady…

Bo niby dlaczego klub, który jeszcze parę miesięcy temu wywoził 3 punkty z Łazienkowskiej, miałby mieć ciężej niż MKS Kluczbork, Pogoń Siedlce, Rozwój Katowice czy Wigry Suwałki?

Pierwsza kolejka – BUM! Bełchatowianie przegrywają na własnym stadionie 0:1 ze Stomilem.

„Hmm, może faktycznie coś jest na rzeczy?”

– Tam został tylko Rachwał, reszta to sami młodzi – dodał znajomy gazeciarz.

Mijały kolejki, wakacje się skończyły, wrzosy zakwitły, dzieci do szkół wróciły. Ekipa z Brunatnej Stolicy kierowana przez trenera Ulatowskiego może nie zachwycała, ale punktowała regularnie – tu coś, tam coś – typowy ligowy średniak. Liście z drzew pospadały, pojawiły się pierwsze przymrozki, a w telewizji rozpoczęto emisję reklamy Coca-Coli z Mikołajem – znak, że półmetek rozgrywek już za nami.

Bełchatowianie zimę spędzili na 9. miejscu, gromadząc 27 punktów, będąc idealnie w środku stawki – tracąc 9 punktów do miejsca premiowanego awansem do ekstraklasy, mając przewagę 10 punktów nad strefą spadkową.

Tuż przed wznowieniem rozgrywek, Przegląd Sportowy wydał tradycyjny dodatek – SKARB KIBICA – w którym przy okazji prezentacji GKS-u Bełchatów pojawił się mniej więcej taki (krótka pamięć) fragment:

Ekstraklasa? Może w przyszłym sezonie!

Wiosną drużyny z dołu tabeli ruszyły do odrabiania strat, natomiast Bełchatów, każdym kolejnym niemrawym meczem, przybliżał się do niebezpiecznych okolic. Po drugiej z rzędu marcowej porażce (u siebie z Płockiem), trener Ulatowski na konferencji powiedział coś w stylu „zaczynamy patrzeć w dół”.

Ciemne chmury coraz mocniej przysłaniały Bełchatów, nadeszła seria w sześciu kolejkach zdobytego zaledwie jednego punktu, a drugi z rzędu spadek praktycznie stał się faktem po zeszłotygodniowym przegranym meczu ostatniej szansy u siebie z Olimpią Grudziądz. Praktycznie – bo według 90minut.pl, po powyższej porażce, prawdopodobieństwo gry w barażach wynosiło ok. 7%, a utrzymania bezpośredniego – ok. 2,5%.

No ale dzisiejszy mecz wciąż mógł sprawić, że bełchatowianie liczyliby się w gronie zespołów walczących o I-ligowy byt. A przeciwnik – tyle ciekawy, co i łatwy – bo okupujący ostatnią pozycję Rozwój Katowice, który z opuszczeniem zaplecza ekstraklasy pogodził się już w zeszłym tygodniu.

Na Bukowej plaża. Na oko zjawiło się tylko kilkudziesięciu najwierniejszych fanów klubu z Brynowa, a cała reszta to WAGs, rodziny, media i lokalni działacze. W momencie, gdy zawodnicy wychodzili na murawę, na „czwórce” (trybunie głównej) siedziało 15 osób.

I takie coś Polsat transmitował…. Widocznie krawaciarze zza szklanego ekranu mają pochytane na Bukowej, bo odsetek kontrowersyjnych spotkań transmitowanych z tego miejsca jest nadzwyczaj wysoki. Aczkolwiek w tym przypadku pewnie chłodna kalkulacja – wiedząc o wciąż istniejących szansach liczono, że cały Bełchatów zasiądzie przed telewizorami.

wchodzą

Kibice z Bełchatowa na sektor zaczęli wchodzić w 10. minucie spotkania, wieszając dwie flagi, a z dopingiem ruszając pod koniec pierwszej połowy. Należy oddać przyjezdnym, że zaprezentowali się przyzwoicie, urozmaicając stałym dopingiem smutny klimat stadionu przy Bukowej.

sektorGKSB

Rozwój do spotkania przystąpił w zmodyfikowanym składzie, tak jakby sztab robił już przymiarkę do przyszłego sezonu: w bramce Soliński nie Pawłowski, na prawej obronie Mielnik, w wyjściowej jedenastce również młodzi wychowankowie – Żak i Nowotnik.

Od początku gospodarze byli stroną przeważającą, dominując w środku pola i potrafiąc konstruować składniejsze akcje. Co prawda obie ekipy nie ustrzegły się błędów indywidualnych, ale nie z powietrza przecież bierze się, że okupują dwa ostatnie miejsca w tabeli. W ostateczności, do przerwy goście realizowali swój cel, prowadząc po golu w 27. minucie Alena Ploja, po dośrodkowaniu które leciało, leciało i leciało, a miejsce w okolicy szóstego metra, gdzie skierowana została piłka, nie zostało zaasekurowane.

meczii

Mimo tego, wynik nie odzwierciedlał przebiegu gry, a Bełchatów potwierdzał to, co widziałem w paru poprzednich ich meczach (na żywo czy w TV) – jakościowo wyglądali najsłabiej z całej ligi. Tym bardziej kibica Rozwoju szlag mógł trafiać – niby dno, a dalej toniemy.

W przerwie w drużynie trenera Smyły na boisko za Nowotnika wprowadzony został Tomasz Szatan, po czym gospodarze jeszcze wyraźniej podkreślali swą przewagę w środku (co ciekawe, na jednym z serwisów bukmacherskich, ok. 55 minuty kurs na wygraną Rozwoju wynosił 17). Szatan to jest to! Potrafi przytrzymać piłkę, rozciągnąć grę, dokładnie dograć… Póki nie dopadła go kontuzja, Rozwój wiosną rozgrywał swe najlepsze mecze… Nie do wiary, że pozbyło się go Zagłębie. Zresztą, dziś na katowickich trybunach obecny był dyrektor sportowy i trener bramkarzy Sosnowca Robert Stanek. Dziwne o tyle, że równolegle w Głogowie Zagłębie grało swój mecz. Może został wysłany na obserwację Szatana ^^

Nie spełniła się żadna z tych rzeczy…

W 64. minucie wyrównującego gola, na wagę semi-pogrzebania Bełchatowa, strzelił nie kto inny jak kapitan Rozwoju, Tomasz Wróbel, który najlepsze lata w karierze spędził właśnie w Brunatnej Stolicy, zdobywając m.in. wicemistrzostwo Polski.

Kibice gości nie przestawali robić swego, głośnym kulturalnym dopingiem wspierając zawodników, jakby wciąż nie tracąc wiary…

ŁAPY

Minuty mijały ale jako, że Rozwój w tym sezonie nie remisuje, a we wszystkich meczach, w których wynik jest „na styk”, w ostatnim kwadransie czy dziesięciu minutach padały gole. Tak było i tym razem – w 84. minucie, ponownie po pięknej akcji skrzydłem Wróbla, piłkę w siatce umieścił Konrad Nowak, ustalając rezultat na 2:1. Z przebiegu gry – zwycięstwo zasłużone. No i pozwalające pożegnać pierwszą ligę w roli gospodarza z honorem.

21

Po drugim straconym golu kibice z Bełchatowa oklapnęli, poza czymś niekonwencjonalnym, gdy pod sektor podeszła ochrona, nie zaśpiewali już niczego aż do końcowego gwizdka, a część z nich zrezygnowana, jakby niedowierzając, padła na sektorowe siedzenia. Po zakończeniu spotkania, pożegnali podchodzących z opuszczonymi głowami pod klatkę piłkarzy okrzykiem „Wypierdalać, wypierdalać”. Dwa razy nie trzeba było powtarzać…

LNM

SKORPIONY

Z drugiej strony, schodząca z murawy drużyna Rozwoju, przy dźwiękach „Mój jest ten kawałek podłogi” (puszczanych w szatni po wygranych meczach), została nagrodzona przez katowicką publiczność brawami, będąc docenioną za to, ile serca włożyła w dzisiejszą potyczkę. I to w składzie – z całym szacunkiem – drugo, nie pierwszoligowym.

Bełchatowa żal. Bo kibice, stadion i cała otoczka na pewno pasuje do czegoś lepszego, niż tegoroczne wydarzenia. Dwoma zwycięstwami – w tym jednym poprzez walkower- i dwoma remisami przy dziesięciu porażkach nie ma możliwości zajęcia przyzwoitej lokaty. PGE po spadku z ekstraklasy i zmianie w strukturach zakręciło kurek, a nie ma kasy – nie ma niczego.

Historia napisała się na naszych oczach. Drugi z rzędu spadek, a pierwszy raz od 1991 roku konieczność występowania niżej niż zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej. Od sierpnia hymnem „Mień się Giekso, mień” witane będą Kotwica Kołobrzeg, Legionovia, Olimpia Zambrów czy Puszcza Niepołomice. No i Rozwój 🙂

Bełchatowie – nie mówimy „Żegnajcie”, mówimy „Do zobaczenia”!

2liga_logo

Spadek Rozwoju widziany na żywo

Miedź Legnica – Rozwój Katowice 4:0 (1:0), 32. kolejka I ligi, 21.05.2016

IMG_2626

Na 3. kolejki przed końcem rozgrywek, zgodnie z wyliczeniami 90minut.pl, Rozwój miał 5% szans na baraże lub bezpośrednie utrzymanie w I lidze. Warto wspomnieć o serii, jaką jesienią na tym etapie rundy złapał zespół z Katowic – trzy kolejne zwycięstwa – z Miedzią, w Bełchatowie i Sandecją.

STADION M

Stadion Miedzi całkiem przyjemny, położony w parku, z przymrużeniem oka trochę jak Stadion Śląski na terenie WPKiW. Pogoda lipcowa, słońce grzało i odczuwało się, że sezon chyli się ku końcowi.

wszyscy na C

Choć kibice Miedzi, jak zwykle zresztą przed domowymi meczami, mobilizowali się, by iść do młyna, ten w pierwszych minutach spotkania był prawie pusty. Atmosfery meczowej praktycznie brak, a poza odgłosami piłki, na stadionie najlepiej słyszalnymi były dźwięki festynu, odbywającego się nieopodal w parku.

MŁYN M

Miedź ruszyła z dopingiem około 35. minuty, dość przeciętnym, ale nie ma co się dziwić – koniec sezonu, gra już tylko o 3 punkty, przeciwnik nie wzbudzający większych emocji. Miejscowi pozdrowili Promień Żary i BKS Bielsko, a także przypomnieli wszystkim o trwającej od 15. lat sztamie ze Śląskiem Wrocław. Oczywiście, nie zabrakło i firmowej przyśpiewki Kilkadziesiąt rac na stadionie dzisiaj płonie.

Na sektorze rodzinnym przyjęta została grupa najwierniejszych kibiców w barwach Rozwoju, która wiosną nie opuściła praktycznie żadnego wyjazdu.

SPORTOWO

IMG_2551

Tuż przed pierwszym gwizdkiem spore wrażenie zrobił na mnie trener zespołu z Legnicy Ryszard Tarasiewicz, który oprócz tradycyjnego przywitania się ze szkoleniowcem przeciwników, podszedł także do ławki gości, podając rękę wszystkim osobom ze sztabu i zawodnikom rezerwowym. Duża klasa, nie pierwszy raz zresztą Tarasiewicz wykazał tradycyjne dżentelmeńskie maniery.

Rozwój w kolejnym meczu został zmuszony zagrać w osłabionym składzie, bez Króla, Szatana i Czerkasa. Szukając nowych rozwiązań, na dziewiątce postawiony został Tomasz Wróbel, zwykle pełniący rolę skrzydłowego lub środkowego ofensywnego pomocnika.

Początek meczu był dość wyrównany, obie ekipy miały swoje argumenty, a bardzo dobrą sytuację dla gości zmarnował Robert Tkocz. Niestety, biednemu zawsze wiatr w oczy i w 23. minucie z rzutu wolnego, 30 metrów od bramki Pawłowskiego, „strzał życia” w okienko oddał Petteri Forsell.

sp2

Rozwój ruszył do odrabiania strat, szansę na wyrównanie miał Wróbel, a do przerwy w polu karnym gospodarzy dwa razy pojawiły się kontrowersje. Pierwsza, gdy w sytuacji sam na sam z bramkarzem Miedzi Kapsą na murawę padł Patryk Kun, otrzymując żółtą kartkę za symulkę. Druga – gdy po dośrodkowaniu „podobno” ręką piłkę odbił jeden z defensorów gospodarzy. Gwizdek jednak milczał, a do przerwy utrzymał się wynik 1:0.

Parę minut po zmianie stron, dośrodkowanie Garguły z rzutu rożnego na bramkę zamienił stoper Miedzi Tomasz Midzierski (nie pierwszy raz zresztą w tym sezonie), i od tego momentu mecz przebiegał praktycznie już tylko pod dyktando zespołu z Dolnego Śląska. W ofensywie Rozwój walił głową w mur, a patrząc na boisko nie było widać, by była to drużyna grająca mecz o być albo nie być na zapleczu ekstraklasy. Ale to raczej brak jakości, nie determinacji. Chociaż brak wiary dało się wyczuć już od pierwszych minut, ale może się mylę. W ostateczności, gospodarze dorzucili jeszcze dwa trafienia, ustalając rezultat spotkania na 4:0.

40

Po końcowym gwizdku, ultrasi Miedzi wznieśli okrzyk „Piłkarzyki, pajacyki” podsumowujący postawę drużyny w przekroju całego sezonu i dając do zrozumienia, że wygrywając kilka ostatnich spotkań z takim budżetem i na takich kontraktach, legnicka plejada emerytowanych gwiazd (Bartczak, Stasiak, Łobodziński, Garguła, Telichowski itp.) łaski nie robi.

Ponieważ inne wyniki 32. kolejki poukładały się tak, a nie inaczej – wczorajsza porażka dla Rozwoju oznacza matematyczny spadek z zaplecza ekstraklasy. Praktycznie było to już oczywiste po przegranym półtora tygodnia temu meczu w Kluczborku, ale uświadomienie czarno na białym – to całkiem inne odczucia.

wnr

Rok temu 7 czerwca byłem przy awansie, teraz na żywo widziałem spadek. Nie żałuję tego roku. Był piękną historią na kartach klubu ze Zgody. Świętowanie awansu w Górze, wygrana z Płockiem (przyszłym ekstraklasowiczem), derby Katowic, blask kamer Polsatu, serie kilku zwycięstw z rzędu… No i znalezienie się między klubami z wielkimi tradycjami, walcząc (prawie) jak równy z równym, przy nieporównywalnej otoczce i nakładach.

Spadek ma swoje dobre strony – w przyszłym sezonie skład byłby prawdopodobnie słabszy niż obecnie, co przełożyłoby się na jeszcze cięższe granie, no i perspektywa całego roku spędzonego przy pustych trybunach na Bukowej…

A tak – powrót na Zgody, do siebie, do całkiem ciekawej II ligi, do której jesienią dołączyć mogą Polonia Warszawa, Odra Opole, Warta Poznań, Motor Lublin… No a jest przecież jeszcze Polonia Bytom, zespoły z Podkarpacia, ROW Rybnik – też fajne ekipy 🙂

W Urzędzie Miasta pewnie strzelają szampany, że niechciany podmiot opuszcza miejsce, w którym znalazł się dając z siebie absolutne maksimum. Który pokazał, że aby radzić sobie na zapleczu ekstraklasy, wcale nie potrzeba wielomilionowych nakładów, durnych kampanii i armii figurantów.

Tego tylko szkoda – pokazania reszcie, że w takich warunkach też można się utrzymać.

Ciężko tak na gorąco coś napisać, bo czuje się, że coś odfrunęło, a najpiękniejszy dla klubu czas przeminął…

Po meczu pokręciłem się trochę po Legnicy i trzeba przyznać, że natężenie podejrzanych facjat wprawiało w osłupienie i z pewnością nie zachęca, by wracać w tamtejsze okolice….

Cisza i wiatr na Ludowym: Zagłębie – Rozwój

Zagłębie Sosnowiec – Rozwój Katowice 0:1 (0:0), 28. kolejka I ligi, 1.05.2016

(Żartem 🙂 )

IMG_1828

– Jak jest na razie ?

– Na razie smętnie, czyli standardowo

– przywitało się dwóch kibiców Zagłębia w 8. minucie spotkania.

Frekwencja to szok, dawno takiej pustyni na Ludowym nie było. Na trybunie odkrytej, na każdym sektorze pozajmowane były góra 2-3 rzędy. Sosnowieccy ultrasi udali się chyba na majówkę, czekają już pod bramami Stadionu Narodowego (na Puchar Polski) albo w podwarszawskich lasach (na grzybobranie), bądź wywiesili fany przed telewizorami (Polsat Sport przeprowadzał transmisję), bo młyn był pusty, a na sektorze nie zawisła ani jedna flaga. Dopingu oczywiście brak. Patrząc w TV, można by się zastanawiać, czy faktycznie grają na Ludowym, czy na Rozwoju, taka cisza była. Zimny i mocny wiatr, charakterystyczny dla Kresowej.

Klatka dla gości również była pusta, najwierniejsi trzymający kciuki za Rozwój spotkanie oglądali z sektora VIP-ów, jednostkowo incognito między gospodarzami, bądź na szklanym ekranie, w barze koło stadionu przy ulicy Zgody 28.

Czego się po tym meczu spodziewałem? Wyzwisk na byłego szkoleniowca Zagłębia, obecnie będącego trenerem Rozwoju Mirosława Smyłę, wywieszenia flagi ŁOWCY HANYSÓW, przeciętnego dopingu raczej bez bluzgów i wygranej gospodarzy, skromnej typu 1:0 czy 2:0, ale bez większych historii czy emocji.

IMG_1829

No i prognosta ze mnie żaden, bo nie wydarzyła się praktycznie żadna z tych rzeczy 🙂 Parę tekstów w stronę trenera Rozwoju z zadaszonych sektorów poszło, ale na szczęście daleko im było do rynsztoka, na który oczywiście na Kresowej zawsze jest potencjał – „Smyła, jak ty tą kasę z kopalni na punkty wyciągnąłeś?” czy sarkastyczne „Smyła, w końcu wygrałeś mecz na Ludowym”.

Z powodu kontuzji czy kartek, goście do spotkania przystąpili bez pięciu zawodników z podstawowego składu (Króla, Gały, Szatana, Wróbla i Czerkasa), co nie nastrajało specjalnie pozytywnie. W pierwszej połowie transmisja przeprowadzana przez Polsat Sport spokojnie mogłaby posłużyć za antyreklamę widowiskowego futbolu pod hasłem „Brak dopingu, ludzi mało, atmosfery brakowało. Mało strzałów, składnych akcji, podbramkowych sytuacji”.

Rozwój słusznie wyszedł niskim pressingiem, Zagłębie prowadziło grę, jednak nie stworzyło praktycznie niczego, co mogłoby zagrozić bramce Pawłowskiego. Z minuty na minutę gospodarze coraz widoczniej walili głową w mur, ku zdenerwowaniu lokalnej publiczności, której część przed przerwą, tak jak zwykle sektor opuszcza na ok. minutę przed gwizdkiem, zaczęła wychodzić już w 39. minucie.  Zawodnicy Rozwoju także parę razy przedostali się pod bramkę przeciwnika, mieli trochę rzutów rożnych, a tuż przed zejściem do szatni, bardzo dobrą szansę zmarnował Filip Kozłowski, zastępujący Czerkasa na szpicy zespołu z Brynowa. Ogólnie to nuda – typowy mecz na 0:0.

W drugiej części spotkania katowiczanie próbowali zagrać nieco odważniej, ale było to jak woda na młyn dla ekipy Derbina, Udovicić i Bajdur łatwo przedzierali się na skrzydłach, a bramka gości przez pierwszy kwadrans była raz po raz ostrzeliwana. Fidziukiewicz zmarnował tyle okazji, że mógłby tym z pół rundy obdzielić. Zwłaszcza godne odnotowania były sytuacje, w których po kiksie Nowaka, będąc sam na sam przestrzelił tak, jakby był obrońcą  wybijającym piłkę, a nie napastnikiem starającym się umieścić ją w siatce, czy gdy mając piłkę na nodze, stojąc dwa metry przed środkiem odsłoniętej bramki, strzelił wprost w Pawłowskiego który, żeby było śmieszniej, znajdował się z boku.

IMG_1832

Zagłębie wyglądało tak, jakby mogło, a nie chciało. Doszukujący się układów pewnie zacierali ręce. Ale zaprzeczeniem wszelkich teorii spiskowych była postawa w bramce Wojciecha Pawłowskiego, który dwoił się i troił, parę razy popisując się niemożliwymi wręcz interwencjami i paradami. Myślę, że Wojtek zasłużył na miano największego plusa meczu, i jest największym wygranym transmisji telewizyjnej dzisiejszego spotkania.

Całej Polsce, wszystkim osobom, które zza klawiatury traktują Pawłowskiego jako obiekt drwin (na podstawie wywiadu sprzed paru lat w Udinese: „Solid kiper”, „buona sera”, „okazejszyn” itp.), zostały na chwilę (oby dłuższą) zamknięte mordy.

Wojtek

Po zmianie Fidziukiewicza na Araka ofensywa Zagłębia zatrzymała się, a Rozwój zmianami przesunął część jedenastki do przodu, dając sygnał, że remis to nie jest maksimum, o co dziś walczą.

Jakoś w ostatnim kwadransie meczu, z sektora nr 3 na trybunie odkrytej odezwała się zorganizowana kilkunastoosobowa grupa, śpiewając „Jazda z kurwami”.  Coś tam pokrzyczeli jeszcze parę razy, a w 84. minucie, gdy goście na dobre przejęli inicjatywę, zaśpiewali „Co wy robicie, Zagłębie co wy robicie?”, co okazało się samospełniającą przepowiednią –  Kun dośrodkował z rożnego, a głową do siatki trafił Sebastian Gielza, który pół minuty wcześniej zameldował się na boisku. Zimą leczył kontuzję, mówiło się o jego odejściu, a teraz jeszcze na zapleczu gola walnął 🙂

Trybuny standardowo nagrodziły gola przeciwników ironicznymi, dającymi upust frustracji brawami, ale po końcowym gwizdku już nic się nie działo i drużyna nie została podsumowana przez publikę. Taki układ, od 2012 roku Rozwój na Ludowym ani razu nie przegrał (3 wygrane i remis), podobnie Zagłębie na Zgody – też 3 wygrane i remis.

Normalni kibice Zagłębia, obok których przyglądałem się spotkaniu, narzekali trochę na trenera, mówiąc że w sztabie są sami asystenci bez pierwszego, widać kiepskie zimowe przygotowanie, że Smyła warsztatowo lepszy i żal było atmosfery, w jakiej rok temu rozstawał się z Sosnowcem. No i polityka transferowa zimą trochę wariacka – miała być ekstraklasa, a jest dostarczanie punktów.

Tak czy inaczej, wygraną Rozwoju trzeba traktować jako niespodziankę. Buki triumfują. Mój kupon też do kosza. Sześć kolejek do końca, 3 punkty dzielą 10 miejsce od strefy spadkowej. Trzymamy kciuki, by sympatyczny beniaminek utrzymał się na zapleczu ekstraklasy. A Zagłębie? Być może w przyszłym sezonie powalczy o awans również wiosną.

Nowość na Bukowej: Rozwój – Stomil

Rozwój Katowice – Stomil Olsztyn 2:1 (0:0), 21. kolejka I ligi, 11.03.2016

Spotkanie ze Stomilem było pierwszym domowym meczem Rozwoju w rundzie wiosennej. No, nie do końca domowym, bo z racji braku oświetlenia, drugi z katowickich pierwszoligowców przymusowo przeprowadził się na Stadion Miejski przy Bukowej, na którym na co dzień stacjonuje GieKSa. Pora stosunkowo nietypowa – piątek 20:00 – zwłaszcza dla nas, kibiców doskonale kojarzących Rozwój z meczami o 11:00 czy 13:00.

KIBICOWSKO      

Wiadomo, że o Rozwoju w tym temacie za wiele nie można powiedzieć 🙂 Z racji przeprowadzki, były pewne obawy co do frekwencji, ale okazała się dość standardowa, przyzwoita, nawet nieco powyżej przeciętnej jesiennych pierwszoligowych bojów na Zgody. Zjawiło się także sporo pobliskich sympatyków GKS-u – z czystej ciekawości. Mecz obejrzało między 800 a 900 widzów.

Późna pora, Bukowa i blask jupiterów sprawiły, że wokół spotkania ze Stomilem rozwiana była aura tajemniczości, czegoś innego, niezwykłego.

Na początku pierwszej połowy, spod stadionu słychać było „Ooo Katowice, ooo GKS”, ale była to zapewne forma okolicznościowego żartu miejscowych przechodniów, a nie demonstracji. O czym ja w ogóle gadam, bez jaj 😉

oks kibice zwarci

Kibice z Warmii stawili się w liczbie ok. 100 głów, wieszając jedną flagę. Dopingowali zrywami, ale kulturalnie, mimo że gra ich ulubieńców przez większość czasu nie dawała szans na inny rezultat niż porażka. Szacunek się należy – bardzo długa podróż, w dzień roboczy, na mecz z mimo wszystko niespecjalnie elektryzującym przeciwnikiem. Należy pamiętać wydarzenia sprzed kilku tygodni, jakie miały miejsce w Olsztynie. To fani, dochodząc do porozumienia z lokalnymi władzami, tak naprawdę uratowali klub przed losem, jaki spotkał Dolcana Ząbki….

SPORTOWO

W obliczu problemów organizacyjnych i finansowych, z jakimi zmagała się Duma Warmii w czasie przerwy od rozgrywek, okres przygotowawczy drużyny był szarpany i – co tu dużo gadać – póki co forma zawodników i ich wytrzymałość jest daleka od optymalnej.

W ekipie Rozwoju wiązano spore nadzieje z tym spotkaniem, że przyniesie trzy punkty, pozwalające pozostać w walce o utrzymanie. Bo tak naprawdę łatwiejszego meczu, niż (mimo wszystko) u siebie, przeciwko klubowi będącemu w rozsypce, z drugiego końca kraju, nie sposób sobie wyobrazić.

Do przerwy gole nie padły, jednak gospodarze mieli więcej z gry, a na pochwałę zasługiwał zwłaszcza duet w środku pola, nowopozyskanych Tomasza Szatana z klubu po drugiej stronie rzeki i wychowanka Rozwoju, Konrada Nowaka, który został wypożyczony z Górnika Zabrze.

Druga połowa również przebiegała pod dyktando drużyny z Brynowa, co w końcu zostało udokumentowane golem z karnego ikony klubu Przemysława Gałeckiego. Szybko potem, drugie trafienie dorzucił nieśmiertelny Adam Czerkas, zamykający głową dośrodkowanie z rożnego. Pełna dominacja. Z dumą się to oglądało. No ale fakt faktem, że skład jest najsilniejszy w historii. Tak jakościowych zawodników jak w obecnej rundzie wiosennej, nigdy w Rozwoju nie było, i prawdopodobnie długo nie będzie.

Niestety, żeby nie było za pięknie i za spokojnie, w 81. minucie czerwoną kartkę za faul w okolicy 17. metra ujrzał prawy obrońca gospodarzy, Wojciech Król, rzut wolny został zamieniony na gola i aż do końcowego gwizdka trzeba było jeździć na dupach, żeby zwycięstwo dowieźć do końca. Szczęśliwie, skończyło się te 2:1 (niemała w tym pomoc Wojciecha „Buona Sera” Pawłowskiego między słupkami), ale horror zgotowali zawodnicy kibicom niezły. I jeszcze 5 minut doliczonego czasu…

Po meczu, kibice Stomilu zaśpiewali „OKS dzięki za walkę” i pożegnali swoich ulubieńców brawami.

Wśród lokalnej widowni (raczej GieKSiarskiej) słychać było komentarze, że Rozwój przez te 90 minut zrobił więcej w ofensywie niż GKS w domowych meczach przez cały sezon, a ich postawę w meczu z Arką nakrył czapą. Ale nie ma co porównywać Stomilu z Arką raczej…

Tak czy inaczej, sądzę że osobom, które nie są ani anty – Rozwój, ani anty – GKS, tylko po prostu kochają piłkę nożną i spędziły ten zimowy, rozpoczynający weekend wieczór na Bukowej, dostarczone zostały konkretne argumenty, by zjawić się na pozostałych meczach klubu z Brynowa na stadionie miejskim.