Archiwa blogu
W MIEŚCIE GDZIE NAJLEPSZE PIWO JEST GRA GKS
GKS Tychy – Raków Częstochowa 1:2 (1:0), 8. kolejka II ligi, 12.09.2015
Zdaje się, że coś kiedyś mówiłem o ludziach, którzy chodzą na stadion, a nie potrafią wymienić pięciu grajków ze składu. Odwołując to do ponad 300 – tysięcznego miasta, w którym na ligowe potyczki w porywach chodzi 1500 osób, no chyba że derby lub kibicowski klasyk, kiedy można liczyć na 3 – 4 tysiące. Jak w takim razie porównać to do blisko trzy razy mniej zaludnionych Tychów, gdzie na meczu stawiło się ponad 11 tysięcy widzów?
Jedna z osób, która wcześniej miała okazję zobaczyć nowy stadion w Tychach powiedziała mi, że jak raz tam pójdę, to już co mecz będę chciał chodzić. Być może nie do końca podzieliłem jej entuzjazm, ponieważ humor zepsuła mi kolejna porażka Rozwoju, tym razem w Bydgoszczy z Zawiszą, po podobno naprawdę dobrym spotkaniu ze strony beniaminka.
No ale wracamy do Tychów. Bilet nabyty parę dni wcześniej, za piątkę. Dla porównania –przed południem, na III lidze Grunwald Halemba – Górnik II Zabrze wejściówki były za 6 zł. Aż zostawię sobie na pamiątkę, bo drukowane na papierze, który na oko musi być ze dwa razy starszy ode mnie.
Na sektorze usiadłem jakoś 50 minut przed pierwszym gwizdkiem. Śledziłem inne mecze na lajfach i żarłem M&Msy. W międzyczasie, kulturalnie zwrócono mi uwagę, czy aby na pewno siedzę na swoim miejscu – faktycznie pamięć zawiodła i pomyliłem się o trzy siedzenia. Powiew wielkiego świata. Na Ruchu, GieKSie czy Sosnowcu, o Rozwoju nawet nie wspominając, kupujesz bilet na sektor, fakt faktem numerowany, ale siadasz gdzie popadnie. Przed budzącymi większe emocje i frekwencję meczami (typu GKS – Zagłębie, Ruch – Legia, Ruch – Górnik itp.) stali bywalcy śmieją się, że „tu dzisiaj przychodzą tacy co sprawdzają który mają rząd i siedzenie”.
FREKWENCJA
Mecz z Rakowem obejrzało 11026 widzów. Zdecydowanie więcej niż z Wisłą Puławy (5412), ROW-em Rybnik (5883), Polonią Bytom (8197) czy Zniczem Pruszków (7761). Skąd bierze się taka frekwencja, skoro Tyszanie spadli do II ligi, w której – póki co – radzą sobie, delikatnie mówiąc, przeciętnie?
Oczywiste są dwie odpowiedzi: głód piłki i nowy stadion. Głód piłki, wywołany kilkoma sezonami, na czas budowy stadionu, gry GKS-u Tychy poza domem, w oddalonym o 35 kilometrów Jaworznie. No i oczywiście nowy stadion. Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą. Elegancja. Tak samo, jak tłumy bardziej przyciągnie nowo otwarta galeria handlowa niż targowisko (z całym szacunkiem dla targowisk i tamtejszych sprzedawców, kupując u nich wspieramy ojczyznę, wspieramy rodaków, a nie zagraniczne koncerny). Identyfikacja z postępem. Niemcy mają, Anglicy mają, Hiszpanie mają, my tutaj, biedaki cebulaki w centrum kontynentu, również piękny obiekt mamy.
NIEPRZESIĄKNIĘCI MARAZMEM
W normalnych układach, gdyby Tychy grały cały czas u siebie, na starym stadionie, i znalazły się w miejscu w którym teraz są ( II liga), dodatkowo mając serię 3 punktów w 3 meczach (nie wliczając jeszcze Rakowa), spotkanie obejrzało by z 600 osób. No, możnie nie 600, a 1200, bo to jednak derby województwa, no i nie można obrażać wyjazdowej ekipy spod Jasnej Góry.
W każdym razie, gdyby przyrównać powyższe 1200 do realnej liczby 11 026, wychodzi, że około 90% publiczności jest niefrustrowana wynikami sportowymi ostatnich kilkunastu miesięcy. Daje się wyczuć atmosferę docenienia i uszanowania obecnego położenia, tzn. trzeciego szczebla rozgrywek. Zupełnie, jakby nie byli po spadku, a po awansie do Ekstraklasy. Wiem, że zupełnie brakuje mi dystansu, ale w moim odczuciu to negatywne zjawisko. Doceniać to może Rozwój, że znalazł się w I lidze, Nadwiślan Góra że jest w II lidze, czy kibice Niecieczy, że w ich rodzinnych stronach pojawił się ktoś taki jak Krzysztof Witkowski i z własnej kieszeni zmontował ekstraklasę. A nie kibice GKS-u Tychy, który jest klubem o budżecie solidnego I – ligowca, w który miasto bezskutecznie wpompowało ciężkie miliony, by utrzymać I ligę. Bardziej rozumiem zachowanie, jakie zaprezentował jeden z kibiców katowickiej GieKSy po przegranej 2:4 z Sandecją – zawiesił się na płocie odgradzającym trybunę główną od sektora prasowego i vipów, krzycząc w stronę włodarzy katowickiego klubu: „RÓBCIE DALEJ LUDZI W CHUJA!!”.
Z drugiej strony co, w Tychach też mają się wieszać na płotach i wyzywać? Mówiłem, że brakuje mi dystansu 🙂
– I jak ci się podobało?
– Aa, picie zostawiłam pod siedzeniem…
Tak więc, nadchodzi nowa era kibicowania i pikników. Era, w której oglądając mecz je się popcorn zamiast słonecznika. Zresztą, co ja pierdzielę w ogóle o jakiejś frustracji czy maraźmie. Matki z dziećmi, emerytki, nastolatki z ojcami. Większość z nich pewnie nie wie w której lidze grają, przeciwko komu, nie mówiąc już o sytuacji w tabeli, kto jest prawym obrońcą czy jak nazywa się trener. Przychodzą na widowisko, spektakl. Na elegancki obiekt. Na którym nie trzeba się martwić, że zacznie padać, wiać, czy że obowiązkiem jest podłożenie gazety pod rzyć, żeby spodni nie ubrudzić.
Jak na siatkówce. Klaszczemy, wstajemy, podśpiewujemy, z uśmiechami jakby się pierwszy raz na nartach albo rowerem na dwóch kółkach jechało.
ULTRASI
Głośno. Non-stop. Chociaż było wyraźnie słychać, jak młynowy parę razy wydzierał się „Śpiewać kurwa, głośniej, co to jest, to nie jest piknik, a jak się nie chce to wypierdalać! ”. Rozumiem, że ultrasi to państwo w państwie, ale mimo wszystko nie wypada, gdy w pobliżu jest tyle kobiet, dzieci i ludzi starszych. Bluzgów nie było, ani w stronę boiska, ani przyjezdnych. Wrażenia wizualno – akustyczne zdecydowanie jak na Lidze Europy czy Bundeslidze, a nie naszej „dwójce”.
W pierwszej połowie ultrasi wznieśli sektorówkę z datą założenia klubu, wybuchło parę petard hukowych, czy cholera wie co to było, ale obeszło się bez rac. Na początku drugiej połowy odśpiewano
Cały stadion śpiewa z nami, wypierdalać z uchodźcami
i
Kto nie skacze ten uchodźca, hej, hej
Ale akurat do tej zabawy matki z dziećmi nie dołączyły. Ponadto, w ostatnim kwadransie spotkania pojawiły się machajki.
GOŚCIE
Nie chcę skłamać, ale w klatce zameldowało się około 500 przyjezdnych, w tym kibice Chemika Kędzierzyn, którzy przybyli około 20 minuty. Gdy zawodnicy Rakowa pierwszy raz wybiegli na murawę, na przedmeczową rozgrzewkę, a ekipa ze Świętego Miasta powitała ich słynnym okrzykiem „Był, będzie jest, Raków RKS”, to aż mnie ciarki przeszły. Taki ryk! No ale później akustyka na stadionie nieco zawiodła. Chociaż widziałem, że goście nie próżnują, praktycznie w miejscu gdzie siedziałem byli niesłyszalni. Z kolei znajomy, siedzący po przeciwnej stronie, powiedział że lepiej słyszał kibiców Rakowa niż GKS-u. Ogólnie to słowa uznania i gratulacje, że mogli w tak fajnym miejscu świętować 3 punkty swojej drużyny 🙂
SPORTOWO
W pierwszej połowie Raków trochę zawiódł. Poza kilkoma rzutami rożnymi, w ofensywie niczego nie zaprezentowali. Tychy ewidentnie przeważały, co zostało udokumentowane golem z rzutu karnego – jednak poziom na kolana nie powalał, masa strat, kopaniny w środku pola, klasyczna druga liga. Po przerwie zmiana ról, Raków strzelił dwa szybkie gole, głównie spowodowane niepewną postawą bramkarza i słabością prawego obrońcy Górkiewicza, nawiasem mówiąc przybyłego do Tychów z ekstraklasowego Podbeskidzia. Więcej spostrzeżeń nie mam, nie będę oszukiwać że cały czas patrzyłem i analizowałem poczynania na murawie, bo tak nie było i sam mecz był drugoplanową postacią wycieczki.
Nie wróżę Tychom łatwego powrotu na zaplecze ekstraklasy. Skład może i mają dobry, ale mentalnie nienauczony zwycięstw (zeszły sezon) i ta gra też jakaś taka ociężała, w środowisku mówi się, że trener Kiereś „nie umie ich poukładać”. W ostatnich 4 meczach zdobyte 3 punkty, miejsce w tabeli około szóstego- siódmego, ze stratą 4 punktów do strefy premiowanej awansem. Z kolei Raków w końcu wejdzie wyżej – pewne info.
Póki co, widząc tłumy opuszczające Stadion Miejski w Tychach ma się wrażenie, jakby wychodziło się z meczu Ligi Europy. Jednak jak sytuacja będzie prezentowała się za pół roku – rok? Czas pokaże.
Errata: No i doczekaliśmy się. Bluzgów z trybun, „dyplomatycznych” wizyt ultrasów na treningach, środka tabeli i cztery razy mniejszej frekwencji.
Errata2: No i ostatecznie Raków do piachu, a Tychy awans, z frekwencją lepszą niż połowa klubów w Ekstraklasie 🙂
GKS Katowice – Miedź Legnica
GKS Katowice – Miedź Legnica 0:1 (0:0), 6. kolejka I ligi, 30.08.2015
Jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi, na stadionie zjawiłem się przypadkiem, nie nabyłem biletu w przedsprzedaży, a decyzję o wycieczce na mecz podjąłem niemalże w ostatniej chwili. W obawie o kolejki pod kasami, na Bukowej byłem jakoś 50 minut przed pierwszym gwizdkiem, ale żadnych kolejek nie było, nabycie biletu okazało się równie trywialne, co rzucenie drobnych na tacę podczas Mszy Świętej. Mimo że byłem sam, na obiekcie spotkałem paru znajomych z branży, wypiłem colę, pogadałem, zero nudy. Bo bardzo nie lubię tego czekania na sektorze na mecz, oglądania rozgrzewki itp.
KIBICOWSKO
Ultrasi gospodarzy (choć nieliczni co widać po zdjęciu blaszoka) jak zwykle wysoka kultura. Na trybunie głównej tradycyjnie bardziej tłoczno, aczkolwiek frekwencja – również tradycyjnie – nie powaliła. I nic dziwnego.
Kibice Miedzianki – na oko ze 150 osób, bardzo fajna ekipa. Mieli jedną przyśpiewkę, której nie znałem. Normalna przyśpiewka:
Kilkadziesiąt rac na stadionie
Dzisiaj płonie
A my zaśpiewamy tak
Jebać policję i zakazy
Tak się bawi ULTRAS MIEDZIANKA
Rozbawiło mnie, że gdy zabrzmiała za pierwszym czy drugim razem, spiker zarzucił „proszę kibiców gości o kulturalny doping” 😀
SPORTOWO
Ostatnio taką kopaninę oglądałem w meczu GKS – Miedź 29 listopada 2014. A tak poważnie – to był bodajże drugi występ Miedzi pod wodzą Ryszarda Tarasiewicza (w poprzedniej kolejce wygrali za Płockiem). Jest kontrast: w Miedzi Tarasiewicz, w Zawiszy Rumak, a z drugiej strony np. w Rozwoju Motyka, w GieKSie Piekarczyk, czy w Sosnowcu Stanek z Derbinem.
Miedź nastawiona była defensywnie; w pierwszej połowie, zawodnikom GieKSy jeszcze udawało się przedzierać pod pole karne gości (głównie lewą stroną), lecz w drugiej zupełnie to siadło. Niby gospodarze mieli optyczną przewagę, ale wszystko jak krew w piach. Miedź strzeliła ok. 75 minuty gola ze spalonego, czy po jakimś faulu, nie istotne, w każdym razie trafienie nie zostało uznane. Wszyscy to widzieli. Wszyscy poza sprawozdawcą portalu lajfy.com, który widocznie grał swój mecz i pozostawił wynik 0:1, wtrącając w relacji parę razy „czy katowiczanom wystarczy sił, by doprowadzić do wyrównania?”.
W ostateczności wyszło na jego, bo skończyło się te 0:1. Na lajfach figurowało nawet 0:2, ale zostawmy już redaktora Rebensztoka w spokoju. Po golu dla Miedzi, kibice na trybunie głównej zaczęli opuszczać stadion. Jest ten sam marazm, co w każdym kolejnym sezonie. Po końcowym gwizdku, sympatycy GKS-u tak głośno oceniali widowisko, że reporter Polsatu Sport przez kilka minut nie był w stanie przeprowadzić rozmowy z kapitanem gospodarzy. Najbardziej zapadło mi w pamięć
Goncerz, powiedz że jest chujowo, ale że w następnym meczu to już na pewno będzie lepiej, no powiedz to kurwa
Jestem zobowiązany odszczekać to, co napisałem nieco ponad miesiąc temu. W GKS-ie nie zanosi się na awans. Nie wiem, gdzie te miliony z miasta się rozpływają. Trener starej daty, który od 10 czy 15 lat nie prowadził żadnej ekipy seniorskiego szczebla, transfery jakieś dziwne, największym wzmocnieniem Trochim, o którym z komentarzy na 90minut.pl można dowiedzieć się, że w poprzednim klubie zasłynął aferą sprania jakiejś babki. Dyrektorem sportowym jest były bokser, a prezes robi dobrą minę do złej gry i dywersyfikuje odpowiedzialność.
Pobudka. I GieKSa i Rozwój. To są Katowice, a nie Kocia Wólka. Nie róbmy z siebie pośmiewiska.